[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej wystarczająco ważny, by została jego żoną?
Page zostawiÅ‚a go ze szlachetnych pobudek, a w każ­
dym razie szlachetnych we własnym mniemaniu. Może
naprawdę uwierzyła, że nie ma wyboru, a poświęcenie,
na jakie się zdecydowała, jest konieczne.
Zbyt głęboko go jednak zraniła, by mógł przyjąć jej
punkt widzenia. Kochał ją kiedyś i podejrzewał, że ko-
NIE UCIEKAJ PRZEDE MN 135
cha Page nadal, nie umiał jej więc wybaczyć, że nie
przyszła do niego za swymi kłopotami zaraz, gdy się
zaczęły. %7łe uciekła od niego bez słowa wyjaśnienia.
Nie daÅ‚a mu szansy, żeby jej pomóc. Pomóc im oboj­
gu. Nie zaufała mu. To zaś stanowiło ciężką obrazę dla
drzemiącego w nim męskiego instynktu opiekuńczego,
który wymagał, by żona zwracała się do męża o pomoc.
By widziaÅ‚a w nim silnego, nieustraszonego i niezwy­
ciężonego człowieka.
Zamiast tego Page postrzegała go jak bezwolny
i bezradny cel zamachu. Jak ofiarÄ™. I sama o wszystkim
zdecydowaÅ‚a. ZostawiÅ‚a go sam na sam z jaÅ‚owymi do­
mysłami i poczuciem, że czymś zawinił.
Dwa i pół roku temu Page mu nie zaufała. Nie mógł
pozwolić, żeby to siÄ™ powtórzyÅ‚o. Za wszelkÄ… cenÄ™ mu­
siał przekonać ją do siebie.
- Dzwonię do Blake'a - powiedział stanowczo. -
Myślę, że w tej sytuacji jego doświadczenie może nam
się bardzo przydać.
- Jego też narazisz na niebezpieczeństwo - jęknęła
załamana Page. Widocznie wreszcie pojęła, że nie warto
liczyć na ustępstwa.
- Wszystko mu opowiem. Niech zdecyduje sam, czy
chce zajmować się tą sprawą. Ty mi takiej szansy nie
dałaś - dodał, bo zapiekły żal okazał się silniejszy od
niego.
Wzdrygnęła się, jakby ją uderzył.
- Myślałam, że nie mam wyjścia - szepnęła.
136 NIB UCIEKAJ PRZEDE MN
Wstał i odwrócił się do niej plecami. Nie było czasu
na roztrząsanie, co by było, gdyby... Najpierw należało
wytropić tego obłąkanego maniaka, a dopiero potem
zastanawiać, co będzie z ich małżeństwem.
Page długo stała pośrodku kuchni jak skamieniała.
Gabe jej nienawidzi! Nawet po tym, jak wytÅ‚umaczy­
ła mu, że zrobiła wszystko z miłości do niego, miał do
niej głęboki żal. Nie mógł jej wybaczyć, że zostawiła go
bez wyjaśnienia.
Tyle poświęciła, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo.
Dom. Pracę, którą uwielbiała. Przyjaciół. Zrezygnowała
z tego wszystkiego, bo go kochała. I zawsze będzie go
kochać. A on ją znienawidził.
Pierwszy raz po porwaniu zostawiÅ‚ jÄ… samÄ… w pomie­
szczeniu, z którego wychodziło się bezpośrednio na
dwór. Z pokoju obok sÅ‚yszaÅ‚a cichy szmer gÅ‚osu. Wie­
działa, że Gabe rozmawia przez telefon i opowiada jej
historię Blake'owi. Spojrzała na drzwi.
Mogła uciec. Tym razem może nawet zgubiłaby
Gabe'a. Ale nie na długo.
Nie wątpiła już, że ścigałby ją do skutku, póki jej nie
znajdzie albo... albo nie zginie zamordowany przez
obÅ‚Ä…kanego mordercÄ™. Nie miaÅ‚a sposobu, żeby go po­
wstrzymać.
Osunęła się na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. Nie
mogła znowu uciekać. Teraz, z pomocą Blake'a, Gabe
miał przynajmniej jakąś szansę obrony. Wreszcie dostał
NIE UCIEKAJ PRZEDE MN 137
szansę wyboru i wybrał. Postanowił z nią zostać, póki
ten horror się nie skończy. Ale nawet nie próbowała
sobie wmówić, że został z nią z miłości.
Nie! Tym razem to on zamierzał odejść. Ale dopiero
wtedy, gdy sam będzie tego chciał, nie wcześniej.
Modliła się, żeby dożył chwili tego triumfu.
Nóż kuchenny z drewnianÄ… rÄ…czkÄ…, widelec z cztere­
ma zębami i wyszczerbiona łyżka fruwały jak żywe.
W górÄ™, w dół, w lewo i znów w górÄ™. TaÅ„czyÅ‚y, wiro­
wały, wznosiły się i opadały. Page patrzyła na to jak
zahipnotyzowana. Umysł miała odrętwiały.
Blake'owi zdawało się nie przeszkadzać, że żongluje
ostrymi narzÄ™dziami. RobiÅ‚ to niemal machinalnie, sÅ‚u­
chając, jak Gabe powtarza mu słowa Page. Miał na
sobie jasnoszare, szerokie spodnie i bladoniebieskÄ… ko­
szulę. Wyglądał w tym stroju bardziej jak wędrowny
kuglarz niż bystry detektyw.
Zerknął na Page. Widząc, że zapatrzyła się w latające
przedmioty, przerwał żonglerkę i skinął ku leżącemu
przed nią, prawie nie tkniętemu hamburgerowi.
- Niech pani je - zachęcił łagodnie. - Na pewno jest
pani głodna.
Nie była głodna, zmusiła się jednak do przełknięcia
kęsa szybko stygnącego mięsa. Blake przywiózł im
przekÄ…skÄ™, a Gabe zdążyÅ‚ pochÅ‚onąć swojÄ… część w cza­
sie, gdy z nim rozmawiał. Page prawie nie spróbowała
jedzenia. Strach ściskał jej gardło.
138 NIE UCIEKAJ PRZEDE MN
Blake popatrzył na scyzoryk Page. Gabe zabrał jej go
na dworze, a po wejściu do kuchni odłożył na stół.
- Jeśli chce pani nosić nóż, Page - powiedział - to
warto postarać się o coś bardziej skutecznego niż ta
zabawka. - Uśmiechnął się szeroko i zawinął nogawkę
spodni, odsÅ‚aniajÄ…c skórzanÄ… pochwÄ™, przytroczonÄ… rze­
mieniem do nogi na wysokości kostki. Wsunięty tam
nóż na pewno nie był zabawką.
Page przeÅ‚knęła Å›linÄ™ i odwróciÅ‚a wzrok. Nie wie­
działa, czy Blake próbuje dodać jej otuchy, czy raczej
chce ją zachęcić do współpracy.
Detektyw zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o, zobaczywszy, że odsu­
nęła talerz z hamburgerem, ale nie nalegał już, żeby
jadła. Zaczął ją wypytywać, tak samo jak wcześniej
Gabe.
- Czy domyÅ›la siÄ™ pani, dlaczego ktoÅ› paniÄ… przeÅ›la­
duje?
- Ani trochÄ™ - odparÅ‚a przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by. KoÅ„­
czyła jej się cierpliwość. - Wiem tylko, że ten człowiek
już raz zabił, a właściwie zrobił to dwa razy, jeśli liczyć
zamordowanie kota, wiÄ™c nie cofnie siÄ™ przed nastÄ™p­
nym razem. Ma prawie nadprzyrodzonÄ… zdolność znaj­
dowania moich kryjówek i potajemnego robienia zdjęć
bliskim mi osobom.
DÅ‚onie Blake'a, nawet puste, wydawaÅ‚y siÄ™ niestru­
dzone. To wygładzały załamanie spodni, to strzepywały
pyłek z rękawa koszuli, to poprawiały kołnierzyk.
- Nie było rzuconych kochanków? - spytał. - Może
NIE UCIEKAJ PRZEDE MN 139
to jakiÅ› chÅ‚opak z dawnych lat, który nie może siÄ™ pogo­
dzić z pani małżeństwem?
Zaczerwieniła się i pokręciła głową.
- Nie... nie ma porzuconych kochanków - wybÄ…ka­
ła. - W szkole rzadko się umawiałam z chłopcami. Moi
rodzice mieli surowe zasady. A jako studentka byłam
bardzo nieśmiała. Większość czasu poświęcałam nauce
i nie udzielałam się towarzysko.
Coś kazało jej zerknąć na Gabe'a. Obserwował ją
z takim wyrazem twarzy, że przebiegł ją dreszczyk.
Gabe mógł był sam powiedzieć Blake'owi, że nie ma
mowy o zazdrości rywali. Na czwartej randce Page
wstydliwie wyznała mu, że jest dziewicą. To mu się
bardzo spodobało. W przejawie staromodnej donkiszo-
terii uparł się nawet, żeby zachowała je aż do nocy
poślubnej.
Ale za to zaczął się bardzo spieszyć do ślubu.
Noc poÅ›lubna okazaÅ‚a siÄ™ niezapomnianym przeży­
ciem.
- A ten profesor, który napastowaÅ‚ paniÄ… w colle­
ge'u? - ciÄ…gnÄ…Å‚ Blake, wyraznie nie zdajÄ…c sobie sprawy
z napięcia, jakie nagle powstało między nią a Gabe'em.
- Czy on może mieć z tym coś wspólnego?
Page odegnała przykre wspomnienia. Miała nadzieję, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl