[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nim ty. Zarówno Lucas, jak i Diaz nie lubią gdy ktoś się wtrąca.
Kiedy zaczęłam się sprzeciwiać, podniosła rękę.
Wiem, że się nie wtrącasz, ale oni mogą tak to odbierać. Spojrzała na zegarek. Kiedy
chcesz badać kości?
Dziś po południu.
Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?
W tej chwili nie wiem, ale prawdopodobnie przyda mi siÄ™ twoja pomoc.
OK. Jaki masz plan?
Opowiedziałam jej, jaki mam plan. Angelina spojrzała na leżący na stole szkielet Claudii de
la Alda, a potem z powrotem na mnie.
PomogÄ™ ci.
***
Trzy godziny pózniej skończyłyśmy sekcję de la Aldy. Zjadłyśmy szybki lunch. Angelina
zajęła się jedną z ofiar wypadku autobusowego. Claudia de la Alda została odwieziona do
chłodni, a na ten sam stół trafił szkielet z Paraiso. Technik od sekcji zwłok siedział w rogu
pokoju, pomocnik obserwował, co robię.
Kości były oczyszczone z błota. Oglądałam żebra i miednicę. Zapisałam stan każdego
wyrostka grzebieniastego, czepka, szwu czaszkowego, przejrzałam uzębienie. Upewniłam się w
swoim wcześniejszym przypuszczeniu, że szczątki są szczątkami szesnasto-dwudziestoletniej
kobiety. Nie pomyliłam się również co do rasy mongoloidalnej. Moje wcześniejsze naoczne
obserwacje potwierdziły wyniki pomiarów czaszki i analizy komputerowej. Sprawdzałam, czy
zgon nastąpił wskutek urazu, jednak nic na to nie wskazywało. Nie zauważyłam też żadnych
cech szczególnych szkieletu, które mogłyby być wykorzystane do identyfikacji. Uzębienie było
doskonałe.
Właśnie skończyłam zapisywać rozmiar kości długiej, który miał mi posłużyć do obliczenia
wzrostu denatki, gdy w poczekalni rozległ się dzwonek telefonu. Odebrał technik. Po chwili
wrócił i powiedział, że mój czas się skończył. Odeszłam od stołu, zdjęłam maskę i okulary. %7ładen
problem, pomyślałam. Miałam to, co było mi potrzebne.
Na zewnątrz słońce skrywało się za słodkimi chmurkami sprawiającymi wrażenie utkanych z
bawełny. Powietrze pachniało dymem palonych śmieci, a lekki wietrzyk podrywał opakowania i
gazety z chodnika.
Wzięłam głębszy wdech i spojrzałam na pobliski cmentarz. Nagrobki, tanie wazy i słoiki z
wstawionymi w nie kwiatami rzucały cienie na ścieżki pomiędzy mogiłami. Staruszka odziana w
czerń usiadła na jednej z cmentarnych ławeczek, spuściła głowę. Z jej kościstych palców zwisał
różaniec.
Powinnam czuć się zwycięzcą. Pomimo że nie dokończyłam oględzin szczątków z Paraiso, w
pewnym sensie pokonałam Diaza, a moje przypuszczenia okazały się trafne. Jednak czułam
jedynie smutek. Bałam się.
Patricia Eduardo zaginęła trzy miesiące po Claudii de la Aidzie. Dwa miesiące po Patricii
zniknęła Lucy Gerardi. 10 dni po niej, Chantale Specter. Jeśli krył się za tym jakiś wariat, jego
żądza krwi rosła.
Wyjęłam komórkę, lecz zanim wystukałam numer Galiano, telefon zadzwonił mi w dłoni. To
był Mateo Reyes.
Molly Carraway obudziła się ze śpiączki.
Rozdział 13
NiedÅ‚ugo po nastaniu Å›witu Mateo i ja wjeżdżaliÅ›my na trasÄ™ prowadzÄ…cÄ… do Sololá.
Mknęliśmy serpentyną dróg w różowiejącej poświacie poranka. Jadąc w dół, zanurzaliśmy się
we mgle. Wokół otaczało nas chłodne powietrze i lekka poranna mgiełka, w dali rysował się
niewyraznie horyzont. Mateo dociskał gaz do dechy, stawiając pewnie czoła śmiertelnym
zakrętom. Siedziałam obok Reyesa. Mój łokieć wystawał poza okno, wiatr rozwiewał włosy,
chłodził twarz. Myślałam o Carlosie i Molly.
Carlosa spotkałam raz czy dwa, Molly znałam dziesięć lat. Pózno poszła na antropologię.
Była nauczycielką biologii w szkole średniej. Frustrowały ją obowiązki kawiarniane i patrole
łazienkowe. Molly zmieniła kierunek w wieku trzydziestu jeden lat wróciła na studia. Zanim
zrobiła doktorat z bioarcheologii, dostała stanowisko na Wydziale Antropologii Uniwersytetu
Minnesota.
Podobnie jak ja, Molly wciągnęła się w pracę lekarza medycyny sądowej dzięki gliniarzom i
koronerom. Obie bez reszty poświęcałyśmy swój czas, ścigając tych, którzy naruszali prawa
człowieka. W odróżnieniu ode mnie,
Molly nigdy nie porzuciła studiów archeologicznych. Grzebała w szczątkach, kilka razy
opiniowała sprawy jako biegły sądowy, jednak archeologia pozostała jej głównym
zainteresowaniem. Miała jeszcze tylko do zdobycia certyfikat Amerykańskiego Zarządu
Antropologii Medycznej. Ale zdobędziesz go, Molly. Zdobędziesz.
Mateo i ja jechaliśmy w milczeniu. Gdy wyjeżdżaliśmy z Gwatemali, ruch był niewielki.
ZwiÄ™kszaÅ‚ siÄ™, kiedy zbliżaliÅ›my siÄ™ do Sololá. MijaliÅ›my gÄ™ste, zielone doliny, żółte pastwiska,
na których pasły się stada ciemnobrązowych krów, przydrożne wiejskie sklepiki.
Po około dziewięćdziesięciu minutach podróży Mateo odezwał się.
Lekarz powiedział, że była wstrząśnięta.
Otwórz oczy po dwóch tygodniach przerwy w życiu, to też będziesz wstrząśnięty.
Weszliśmy w zakręt. Zapach spalin z mijających nas samochodów wpadł do szoferki dżipa.
Może i tak.
Może? spojrzałam na niego.
Nie wiem. Coś dziwnego było w głosie tego lekarza.
Mateo wyprzedził ciężarówkę.
Co?
Wzruszył ramionami.
Miałem wrażenie, że chciał mi coś powiedzieć między wierszami.
Co jeszcze ci powiedział?
Niewiele.
Czy jest jakieś stałe uszkodzenie?
Nie wie albo nie chce powiedzieć.
Czy ktoś z rodziny Molly pochodzi z Minnesoty? zapytał Mateo.
Jej ojciec. Nie wyszła za mąż?
Rozwiedziona. Ma dzieci w szkole średniej.
Umilkliśmy. Wiatr rozwiewał jego drelichową koszulę, a w szkłach ciemnych okularów
odbijały się żółte prążki.
Wkrótce dojechaliÅ›my do szpitala w Sololá. ByÅ‚ to szeÅ›ciopiÄ™trowy gmach wykonany z
czerwonej cegły i brudnego szkła. Mateo zaparkował na jednym z niewielu małych parkingów i
podążyliśmy cienistą alejką do głównego wejścia. W przedsionku betonowy Jezus przywitał nas
otwartymi ramionami.
Hol wypełniony był ludzmi. Modlili się, pili wodę, siadali, kołysali się na drewnianych
ławkach. Niektórzy ubrani w domowe ciuchy, inni w bardziej odświętne. Większość jednak
przywdziała tradycyjne ubrania Majów. Mężczyzni wełniane fartuchy, pasterskie kapelusze i
haftowane we wzory spodnie i koszule. Kobiety w pasiastych, czerwonych chustach nosiły na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]