[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak, w bagażniku. Henry pokazał mi pistolet. Powiedział, że jeśli narobię hałasu, to mnie
zastrzeli.
Jupe wyciągnął z framugi ostatni gwózdz. Teraz Pete uchwycił obiema rękami drewniane
kraty i pociągnął.
Z cichym zgrzytnięciem drewniana konstrukcja puściła. Lucille uchwyciła się parapetu i z
pomocą chłopców przecisnęła się przez okno. Zaczepiła przy tym o coś spódnicą, która
przytrzymywała ją przez chwilę, dziewczyna szarpnęła jednak mocniej i uwolniła się. Cała
czwórka rzuciła się biegiem w kierunku zbocza, aby jak najprędzej oddalić się od fałszywego
zameczku i znalezć na głównej drodze. Lucille zdawała się nie zwracać uwagi na swoje bose
stopy i biegła tak, jakby nie zauważała leżących na ziemi kamyków i odłamków skalnych.
Nagle z drzwi budynku, udającego wielobranżowy sklep, wyszedł Henry Moreli. W ręku
trzymał kartonową tackę z jakimś jedzeniem. Na widok uciekającej z chłopcami Lucille
znieruchomiał na moment. A potem wrzasnął:
 Iggy! Iggy!
Chłopcy przyspieszyli kroku. Z jednej strony za łokieć podtrzymywał Lucille Pete, z drugiej
Bob. W pewnej chwili dziewczyna potknęła się o coś i omal nie upadła. Syknęła z bólu, ale nie
zatrzymała się.
Na drodze uciekających znalazła się filmowa atrapa angielskiego domku. Drzwi wejściowe
były otwarte i chłopcy błyskawicznie przemknęli przez nie, pociągając za sobą Lucille.
Zatrzasnąwszy je za sobą, popędzili przez pozbawione tylnych ścian wnętrze. Nisko pochyleni
pobiegli teraz wzdłuż rzędu jakichś budyneczków, wreszcie wskoczyli przez otwarte okno do
małego kościółka.
Porządnie zziajani rzucili się na podłogę. Bob wyjrzał ostrożnie przez szparę w frontowej
ścianie.
Morell i Pelucci znajdowali się na ulicy, z pistoletami w dłoniach. Na twarzach obu
niedoszłych filmowych potentatów malowało się przerażenie. Zdawali sobie sprawę, że muszą
na nowo złapać Lucille, bo inaczej oskarży ich ona o kidnaping. Ale aby uwięzić ją jeszcze raz,
musieli ująć też trzech chłopców. I co dalej? Czy byli na tyle zdesperowani, aby sprzątnąć całą
czwórkę?
Bob zobaczył, że obaj ruszyli ulicą. Po drodze zaglądali do mijanych drzwi. Doszedłszy do
końca, zawrócili. Tym razem prowadzili swoje poszukiwania bardziej systematycznie.
 Holender!  mruknął Bob.  Idą w tę stronę. Na pewno nas znajdą!
Chłopcy zaczęli rozglądać się naokoło, szukając jakiejś możliwości ucieczki. Nie było
jednak którędy się wymknąć. Gdyby pobiegli w kierunku drogi, dwaj faceci dojrzeliby ich i
zaczęliby strzelać. Chłopcy musieli znowu szukać jakiegoś schronienia.
Pete jako pierwszy zwrócił uwagę na maleńką dzwonnicę, wznoszącą się nad ich głowami.
Nie prowadziły na nią wprawdzie żadne schody, ale między deskami poprzybijanymi do słupów
nośnych widać było szerokie szczeliny, ściana mogła więc posłużyć za drabinę. Gdyby całej
czwórce udało się dostać na dzwonnicę, ich prześladowcy może by ich tam nie znalezli.
Coraz wyrazniej dochodziły ich głosy obu mężczyzn, porozumiewających się przy
przeszukiwaniu kolejnych budynków. Słychać było trzaskanie otwieranych ze złością drzwi. W
pewnym momencie Pelucci wrzasnął głośno na widok węża, odkrytego w jakimś zakamarku.
Lucille wzdrygnęła się, zachowała jednak ciszę. Bob ujął ją za rękę i ponaglił, aby czym
prędzej wchodziła po zastępującej schody ścianie. Zrobiła to bez wahania, ścisnąwszy przedtem
w dłoni rąbek swej długiej spódnicy. Wspięła się aż na coś w rodzaju platformy, znajdującej się
w połowie wysokości wieży. Chłopcy poszli jej śladem.
Platforma okazała się zbyt mała dla nich wszystkich. Aby nie dojrzano ich z dołu ani przez
boczne okienka, musieli rozpłaszczyć się na podłodze, jedno przy drugim.
Prześladowcy byli już w forcie po drugiej stronie ulicy. Stamtąd przeszli do sąsiadującego z
kościółkiem kolonialnego domu. W chwilę potem chłopcy usłyszeli odgłos otwierania drzwi
kościoła. Na drewnianej podłodze zadudniły ciężkie kroki.
Nagle gdzieś w górze ozwały się przerazliwe, ostre popiskiwania. Na samym szczycie
wieży, w mrocznych zakątkach tuż pod dachem kryły się jakieś stworzenia. Uszu chłopców
doszło ledwo słyszalne trzepotanie skrzydeł. Nietoperze!
Lucille spojrzała w górę. Otworzyła szeroko oczy i zrobiła taką minę, jakby miała ochotę
krzyknąć. Jupiter wyciągnął rękę, aby ją uciszyć.
Lucille nie krzyknęła jednak. Z jej ust wyrwał się tylko stłumiony jęk.
To wystarczyło. Skradający się na dole mężczyzna znieruchomiał na moment. A potem jego
kroki znowu zadudniły po podłodze. Stanął pod dzwonnicą i zadarł do góry głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl