[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprzysiągł sobie, że już nigdy się do nikogo nie odezwie. Kiedy ma ochotę na
towarzystwo, jedzie odwiedzić rodzinę i przyjaciół. Poza tym widuje kobiety.
- Nie odwracaj kota ogonem! Przecież wiesz, co mam na myśli.
Nagle samochód podskoczył na wybojach. Przerażona Brianna mocno uczepiła
się drzwi, sprawdzając jednocześnie, czy pasy bezpieczeństwa są na pewno bezpieczne.
- Wybacz, mówiłem, że wjeżdżamy w niczym nieokiełznaną przyrodę. Nikt nie
mówił, że będzie łatwo. - Tanner starał się powstrzymać śmiech, rozbawiony
histeryczną reakcją dziewczyny.
- Daleko jeszcze? Zaraz słońce zajdzie. Może zrobimy jakiś krótki postój? -
spytała, wciskając obie dłonie między kolana.
- Już niedaleko - odpowiedział szybko, jakby wiedział, co ona ma na myśli. -
Wjeżdżamy w park narodowy. Zaraz będą wydzielone miejsca dla wycieczkowiczów:
grille, ławki, toalety...
- Cieszę się, że to mówisz. Niezbyt podobał mi się pomysł proszenia cię o postój
w buszu, pełnym nie wiadomo czego.
- Tak, oczywiście. Zacząłem odczuwać, że chcesz wywrzeć na mnie presję.
- Bardzo śmieszne, doprawdy bardzo.
- Mamy szczęście, Brianno Stewart. Jesteśmy już na miejscu.
28
S
R
Samochód pokonał jeszcze jeden zakręt i ukazał się wielki dom z niedużymi
przybudówkami.
- Aawki i grille dla przejezdnych, tak? - wysyczała, uciskając brzuch.
- Musiałem ci jakoś ulżyć w bólu - odpowiedział, wjeżdżając na wybrukowaną
kamieniami drogę prowadzącą do zagrody.
- Gdzie ty znowu jedziesz?
- Puk, puk, obudz się, dziewczyno. Od pół godziny nadaję, że jedziemy do
mojego kumpla.
- No tak, ale to przecież jakiś hotel!
- Obrażę twoją inteligencję, ale naprawdę myślałaś, że Hawk mieszka w domku
na drzewie?
- Oczywiście, że nie. Nie spodziewałam się jednak takiego pałacu.
- Och, skarbie...
- Miałeś do mnie nie mówić skarbie".
- Wysiadka, koleżanko. - Zatrzymał auto przed domem.
Brianna wyskoczyła z samochodu i z ciekawością zaczęła się rozglądać po
ranczu. Z podjazdu widać było piękny widok na góry, które zachodzące słońce barwiło
na rdzawo. Drewniany dom, kilka koni biegających swobodnie, zapach siana,
szczekanie psa. Było pięknie! Brianna zajęta kontemplowaniem urody okolicy zupełnie
nie zaprzątała sobie głowy szukaniem gospodarza.
Skrzypnięcie drzwi wreszcie zwróciło jej uwagę. Niezrażony brakiem
zainteresowania Hawk wyszedł ze stajni, a za nim wybiegł największy pies, jakiego Bri
w życiu widziała. Przypominał bardziej kucyka.
Hawk nie był aż tak wysoki jak Tanner, ale za to szczuplejszy. Mimo że obaj byli
bardzo przystojni, wyglądali zupełnie inaczej. Uroda Hawka była bardzo wyostrzona,
co jednak czyniło jego twarz niezwykle intrygującą. Włosy miał długie, ale czyste i
zadbane. Spodziewała się, że zobaczy Indianina w skórach i opasce na czarnych jak
smoła włosach. A tymczasem Hawk wyglądał zupełnie normalnie w dżinsach i koszuli
w dużą kratę. Nawet włosy miał brązowe, a nie czarne.
Tanner szybko podbiegł do gospodarza i mężczyzni uścisnęli się. Pies cierpliwie
przysiadł na tylnych łapach, jakby czekając na swoją porcję czułości od gościa.
Gdy tylko mężczyzni przestali się ściskać i poklepywać po ramionach,
szczęśliwy zwierzak skoczył na Tannera. Bri z przestrachem zauważyła, że pies stojący
na tylnych łapach, a przednimi oparty na ramionach Tannera niemal dorównuje mu
wzrostem.
29
S
R
- Hej, Boyo! Tylko bez całowania! - Tanner śmiejąc się, odwracał twarz od psa,
który uszczęśliwiony lizał go w szyję.
Boyo? To pasuje bardziej do jamnika, a nie do tego wielgachnego kuca,
pomyślała z przekąsem Bri, starając się w duchu przekonać, że wcale się nie boi tego
psiska.
Uśmiechając się krzywo, powoli cofała się w kierunku samochodu.
- Brianno, przyjdziesz tu wreszcie, czy zamierzasz stać ze strachem na twarzy aż
do nocy?
Spąsowiała. Udawanym lekkim krokiem podeszła do mężczyzn i nieoczekiwanie
złapała się za uda.
- Och, tak długo jechaliśmy, że aż mnie wszystko boli. Przestraszyłam się, że
może odniosłam jakąś kontuzję.
- Tak tylko pomyślałem, że może zlękłaś się Boya - złośliwie odparł Tanner.
- Może troszeczkę - wyjąkała. - Z tego co widzę, jest raczej przyjacielski.
Dlaczego wabi się Boyo?
- To irlandzkie określenie chłopca" - wyjaśnił Hawk i wyciągnął do niej rękę. -
Hawk McKenna.
- Brianna Stewart, bardzo mi miło.
Dłoń Hawka nie była ani miękka, ani wypielęgnowana, ale sprawiała wrażenie
pewnej i bezpiecznej. Większość mężczyzn, z którymi Bri się widywała, chodziła
regularnie do manikiurzystki, a Hawk wyglądał, jakby nawet nie odwiedzał fryzjera.
Uśmiechnęła się grzecznie i wzrokiem poszukała Tannera, który spoglądał nieco
podejrzliwie. Czyżby się bał, że jego przyjaciel ją oczaruje?
- Nie jest ci zimno? - Dłoń Tannera oparła się o jej biodro.
- Nie, jestem tylko trochę głodna.
- Zapraszam. - Hawk wskazał białe drzwi domu.
Bri, patrząc na jego rysy, stwierdziła, że jest dobrym człowiekiem. Może ostrym
i nieco samotnym, ale dobrym. Coś w jego twarzy przypominało jej Tannera. Zaraz,
zaraz... Czy przed chwilą pomyślała, że Tanner jest dobry?
Nagle jej uwagę przykuł Boyo, który, jak gdyby nigdy nic, usiadł na czubku jej
buta i spojrzał wiernie w oczy. Był wielki, szary i przerażający, chociaż jego spojrzenie
wyglądało sympatycznie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]