[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kę. Znajdz jeszcze jedną osobę, która ci pomoże. Zależy
nam na czasie. Wszyscy, którzy chcą wziąć udział
w poszukiwaniach Matthew, niech przyjdą do szpitala.
Potrzebujemy też strażaków, jeepów i samolotu Bru-
ce a. Zrozumiałaś?
Nie czekając na odpowiedz, wypchnął June za drzwi
i zwrócił się znowu do Rossa:
Idz do domu.
Muszę sprawdzić...
Sprawdz jeszcze raz dom i ogród przerwał Timo-
thy. Zajrzyj do wszystkich szaf, pod łóżka, do schow-
ków. Matthew zapewne jest gdzieś w pobliżu. I wróć za
pół godziny. Czy jest jakieś miejsce, do którego mógł
pójść?
Ross bezradnie pokręcił głową. Timothy naciskał:
Zastanów się. Nic nie przychodzi ci do głowy?
On nigdzie nie chodzi sam! wybuchnął nagle
Ross. Ma trzy lata, zespół Downa i na litość boską, nie
ma pojęcia nawet jak przejść przez ulicę!
Ross. Clara wreszcie zdołała się odezwać, ale
nogi trzęsły jej się jak galareta. Zrób proszę to, co
mówi Timothy. Idz do domu i poszukaj razem z Shelly.
84 CAROL MARINELLI
Gdy tylko Ross wybiegł ze szpitala, Clara przygła-
dziła drżącą ręką włosy, starając się uspokoić i ułożyć
jakiś plan działania.
Znajdziemy go oświadczył Timothy.
Ach, ty i ta twoja pewność siebie! Odwróciła ku
niemu twarz zalaną łzami. Dzisiaj będzie czterdziesto-
stopniowy upał! Małychłopiec, zupełnie sam gdzieś na
pustkowiu, nie przetrwa nawet poranka. Tam są psy
dingo, węże, dziury, w które można wpaść, o ile słońce
nie załatwi sprawy wcześniej.
Znajdziemy go powtórzył twardo. Optymizm
w jego głosie był tak silny, że Clara przez moment była
skłonna bezwarunkowo mu uwierzyć. Ale musimy
działać razem.
Całe Tennengarrah wyległo na ulice, wszyscy byli
zdecydowani odegrać ważną rolę w poszukiwaniach.
Każdy chciał być właśnie tą osobą, która odnajdzie
i zaprowadzi Matthew do domu.
Bruce latał awionetką nad okolicą. Strażacy założyli
pomarańczowe uniformy i gromadzili się nad mapami,
żując ustniki papierosów, dzieląc na grupy i wykrzyku-
jąc polecenia.
Mike, aborygen, stawił się z grupą ludzi, gotowych
do wykorzystania swoich umiejętności tropicieli w celu
przeszukania buszu. Timothy został jednomyślnie uzna-
ny za dowódcę całej akcji.
Chociaż mieszkał w Tennengarrah dopiero od kilku
miesięcy, a o Australii wiedział najmniej ze wszystkich
zgromadzonych, w roli lidera spełniał się doskonale.
Jego suchy angielski akcent nadawał autorytatywności
LEPIEJ NI%7ł W MARZENIACH 85
poleceniom, a nienaganne maniery robiły wrażenie.
Nawet Hamo, główny wróg Timothy ego, zachowywał
wobec niego respekt i przyniósł mu pomarańczową
odblaskową kurtkę, jakie nosili strażacy z CFA, i czer-
wony kask.
Gdzieś ty była? Timothy złapał Clarę za rękaw,
gdy tylko wynurzyła się ze szpitala.
Przygotowałam łóżko dla Matthew, włączyłam
maszynę do lodu i wentylatory. Spojrzał na nią z lek-
kim zaskoczeniem i Clara zdała sobie sprawę, że cho-
ciaż Timothy jest wodzem całej wyprawy, nie bardzo
rozumie, po co to zrobiła.
Jeśli nie znajdziemy go w przeciągu najbliższej
godziny, na pewno będzie miał udar słoneczny wyjaś-
niła. Kilka stopni w górę lub w dół to sprawa życia
i śmierci. Trzeba będzie go chłodzić, więc wszystko
przygotowałam.
Patrzyła, jak Timothy osłania ręką oczy, mruży je
w promieniach słońca, które stopniowo zaczynały pa-
rzyć coraz dotkliwiej, i niemal fizycznie odczuła zale-
wającą go falę tremy, gdy odwrócił się do zebranego
tłumu i nerwowo przełknął ślinę.
Ruszamy! zawołał. Pamiętajcie, każdy prze-
szukuje tylko ten obszar, który został mu przydzielony.
Kiedy będziecie pewni, że Matthew tam nie ma, przyj-
dziecie do Hama i on przydzieli wam następny. Musimy
się kontaktować ze sobą, w przeciwnym razie pogubimy
się w tym wszystkim.
Ross idzie szepnęła Clara, ale nadzieja w jej
głosie zniknęła, gdy tylko zbliżył się na tyle, by do-
strzegła jego minę.
86 CAROL MARINELLI
Ty idz do Shelly. Timothy położył ręce na jej
ramionach.
Powinnam szukać zaprotestowała. Znam te
tereny jak własną kieszeń.
Jak wszyscy rdzenni mieszkańcy Tennengarrah
odpowiedział. Shelly cię potrzebuje. Uspokajaj ją,
ale daj się wygadać i pamiętaj, żeby uważnie słuchać, co
mówi. Może podpowie, gdzie on może być, da jakąś
wskazówkę.
Kiwnęła głową, już odwracała się, by odejść. Wtedy
spojrzeli sobie w oczy i odniosła wrażenie, jakby mimo
otaczającego tłumu nagle znalezli się zupełnie sami.
Nic mu nie będzie, prawda? zapytała.
Jego skrajny optymizm zawsze doprowadzał ją do
szału. Teraz, kiedy jej zadaniem było pocieszenie zroz-
paczonej Shelly, tego właśnie było jej trzeba.
Uśmiech na chwilę złagodził jego rysy.
Na pewno się znajdzie szepnął, dotknął jej poli-
czka i odwrócił się z powrotem do tłumu, do tych
wszystkich ludzi, którzy także potrzebowali jego siły
i wiary w przychylność losu.
Shelly nawet nie spojrzała na Clarę. Siedziała na
kanapie, na kolanach trzymała książkę z powyginanymi
rogami i poplamioną okładką.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]