[ Pobierz całość w formacie PDF ]

All your life listening to the ocean. Black dinosaurs
wade where a purple zone of phosphorescent weeds
rises and falls on the waves as in a dream. And Agamemnon
sails the boiling deep to the steps of the palace
to have his blood gush onto marble. Till mankind passes
and the pure and stony earth is pounded by the ocean.
Thin-lipped, blue-eyed, without grace or hope,
before God the Terrible, body of the world.
Prayers are not heard. Basalt and granite.
Above them, a bird of prey. The only beauty.
What have I to do with you? From footpaths in the orchards,
from an untaught choir and shimmers of a monstrance,
209
z grządek ruty, pagórków nad rzekami, ksiąg,
w których gorliwy Litwin wieścił braterstwo, przychodzę.
O, te pociechy śmiertelnych, wierzenia daremne!
A jednak nie wiedziałeś co wiem. Ziemia uczy
więcej niŜ nagość Ŝywiołów. Nie daje się sobie
bezkarnie oczu boga. Tak męŜny, w pustce,
składałeś ofiary demonom: był Wotan i Tor,
skrzek Erynii w powietrzu, przeraŜenie psów,
kiedy z orszakiem umarłych nadciąga Hekate.
Raczej wyrzeźbić słońca na spojeniach krzyŜa
jak robili w moim powiecie. Brzozom i jedlinom
nadawać Ŝeńskie imiona. Wzywać opieki
przeciwko niemej i przebiegłej sile
niŜ tak jak ty oznajmiać nieczłowieczą rzecz.
Berkeley, 1969
210
from flower beds of rue, hills by the rivers, books
in which a zealous Lithuanian announced brotherhood, I come.
Oh, consolations of mortals, futile creeds.
And yet you did not know what I know. The earth teaches
More than does the nakedness of elements. No one with impunity
gives to himself the eyes of a god. So brave, in a void,
you offered sacrifices to demons: there were Wotan and Thor,
the screech of Erinyes in the air, the terror of dogs
when Hekate with her retinue of the dead draws near.
Better to carve suns and moons on the joints of crosses
as was done in my district. To birches and firs
give feminine names. To implore protection
against the mute and treacherous might
than to proclaim, as you did, an inhuman thing.
Berkeley, 1969
translated by Czesław Miłosz
and Richard Lourie
211
LIST
List poniŜszy jest dalszym ciągiem wielogodzinnej roz-
mowy z hinduskim filozofem i pisarzem Raja Rao. Został
napisany po angielsku. Podaję go w swoim przekładzie.
RadŜa, gdybym ja znał
powód tej choroby.
Długie lata nie godziłem się na
miejsce w którym byłem.
Zdawało mi się, Ŝe powinienem
być gdzie indziej.
Miastu, drzewom, ludzkim głosom
brakło cechy nazwanej obecność.
śyłem nadzieją Ŝe pojadę dalej.
Gdzieś indziej było miasto obecne prawdziwie,
miasto prawdziwych drzew i głosów, przyjaźni i miłości.
Połącz, jeŜeli chcesz, mój jeden wypadek
na granicy schizofrenii
z mesjanicznym marzeniem
mojej cywilizacji.
Obolały w tyranii, obolały w republice,
tam chciałem ratować wolność, tu skończyć ze zgnilizną.
Budując w myśli wiecznotrwałe grody
skąd na zawsze zniknie bezsensowna krzątanina.
Nauczyłem się wreszcie mówić: tutaj jest mój dom,
tutaj, przed rozŜarzonym węglem oceanicznych zmierzchów,
na brzegu pochylonym ku brzegom twojej Azji,
w wielkiej republice, umiarkowanie zgniłej.
Nie uleczyło mnie to jednak
z poczucia winy i wstydu.
Wstydu, Ŝe nie stałem się
kim powinienem być.
212
TO RAJA RAO
Raja, I wish I knew
the cause of that malady.
For years I could not accept
the place I was in.
I felt I should be somewhere else.
A city, trees, human voices
lacked the quality of presence.
I would live by the hope of moving on.
Somewhere else there was a city or real presence,
of real trees and voices and friendship and love.
Link, if you wish, my peculiar case
(on the border of schizophrenia)
to the messianic hope
of my civilization.
Ill at ease in the tyranny, ill at ease in the republic,
in the one I longed for freedom, in the other for the end of corruption.
Building in my mind a permanent polis
forever deprived of aimless bustle.
I learned at last to say: this is my home,
here, before the glowing coal of ocean sunsets,
on the shore which faces the shores of your Asia,
in a great republic, moderately corrupt.
Raja, this did not cure me
of my guilt and shame.
A shame of failing to be
what I should have been.
213
Obraz mnie samego
ogromnieje na ścianie
a na jego tle
jak lichy mój cień.
Tak oto uwierzyłem
w Grzech Pierworodny,
który nie jest niczym innym
niŜ pierwszym zwycięstwem ego.
PoraŜony moim ego,
ścigający jego miraŜe,
daję tobie, jak widzisz,
gotowy argument.
Słyszę jak mówisz teraz,
Ŝe wyzwolenie jest moŜliwe
a sokratyczna mądrość
i mądrość twojego guru
są jednym i tym samym.
Nie, RadŜa, muszę zacząć od tego czym jestem.
Jestem te monstra co nawiedzają mnie w snach
i objawiają
ukrytą moją istotę.
JeŜeli jestem chory, niemniej brak dowodu,
Ŝe za zdrowego moŜe uwaŜać się człowiek.
Grecja musiała przegrać, jej czysta świadomość
miała tylko zaostrzyć naszą udrękę.
Nam był potrzebny Bóg kochający nas w słabości naszej,
nie w chwale doskonałego zjednoczenia.
Na nic, RadŜa, utrata jest moim udziałem,
walka, niesława, samolubna samo-nienawiść,
modlitwa o przyjście Królestwa,
czytanie Pascala.
Berkeley, 1969
214
The image of myself
grows gigantic on the wall
and against it
my miserable shadow.
That's how I came to believe
in Original Sin
which is nothing but the first
victory of the ego.
Tormented by my ego, deluded by it
I give you, as you see, a ready argument.
I hear you saying that liberation is possible
and that Socratic wisdom
is identical with your guru's.
No, Raja, I must start from what I am.
I am those monsters which visit my dreams
and reveal to me my hidden essence.
If I am sick, there is no proof whatsoever
that man is a healthy creature.
Greece had to lose, her pure consciousness
had to make our agony only more acute.
We needed God loving us in our weakness
and not in the glory of beatitude.
No help, Raja, my part is agony,
struggle, abjection, self-love, and self-hate,
prayer for the Kingdom
and reading Pascal.
Berkeley, 1969
Written in English
215
216
GDZIE WSCHODZI SŁOŃCE
I KĘDY ZAPADA
THE RISING OF THE SUN
(1974)
217
ZADANIE
W trwodze i drŜeniu myślę, Ŝe spełniłbym swoje Ŝycie
Tylko gdybym się zdobył na publiczną spowiedź
Wyjawiając oszustwo, własne i mojej epoki:
Wolno nam było odzywać się skrzekiem karłów i demonów
Ale czyste i dostojne słowa były zakazane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl