[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podniósł. Wyszarpnęła rękę.
- Nic dotykaj mnie! Lars zagryzł wargi.
- Tak bardzo mnie nie znosisz? - warknął. - Tak bardzo,
że musisz kraść i kłamać?
Jego dotyk palii jej dłoń. Zaśmiała się nerwowo.
- Więc tak o tym myślisz?
- A jak mam myśleć? Okłamałaś mnie, zabrałaś kluczyki
żebym nie mógł za tobą jechać. Czemu pozwoliłaś całować się
na plaży, skoro tak okropnie się ze mną czujesz? Naprawdę
umiesz tak świetnie grać? Taka jesteś fałszywa? - wyrzucił z
siebie gwałtownie.
Postąpił krok ku niej. Cofając się, połknęła się o ten sam
głaz. Wyciągnął ku niej ręce, ale w ostatniej chwili cofnął je i
zacisnął w pięści dramatycznym gestem.
- Boże - jęknął, potrząsając głową, jakby chciał się
obudzić z przykrego snu. - Co ja wyprawiam? Zcigam przez
pół kraju kobietę, która nienawidzi nawet mojego dotyku.
%7łałosny dureń!
Kristine nie mogła znieść pogardy wobec samego siebie,
emanującej z jego twarzy.
- Spróbuj innej wersji, Lars! - podsunęła z ryzykancką
szczerością. - Wyobraz sobie, że polubiłam twój dotyk i twoje
pocałunki tak bardzo, że przestraszyłam się jak nigdy w życia.
Dlatego okłamałam cię, ukradłam ci kluczyki i uciekłam od
ciebie.
Gwałtownie usiadła na głazie. Ponad ich głowami rozległ
się chrzęst butów i opadającego żwiru. Minęła ich schodząca
w dół roześmiana para.
- God morgen... God margen.
Kristine milczała. Powiedziała już i tak za dużo i teraz
czekała na jego odpowiedz. Kiedy młodzi ludzie znikli z pola
widzenia, odezwał się tak cicho, że ledwie usłyszała.
- Czy to prawda. Kristine?
- Tak, Lars, to prawda. - Nagle poczuła zniechęcenie. Nie
miała już siły walczyć dłużej. - Pomyślałam, że jeśli cię
okłamię i zabiorę kluczyki, będziesz tak wściekły, że nie
pojedziesz za mną. Jej twarz muskała paprotka, wyrastająca ze
skalnej szczeliny, a wiatr zabawiał się jasnymi włosami.
Spokojnie wytrzymała spojrzenie Larsa.
- Chcę ci uwierzyć - powiedział.
- Przepraszam, że kłamałam - zagryzła wargę. - Nie
potrafiłam wymyślić nic lepszego, wierz mi.
- Chciałbym, żebyś się mnie tak nie bała. - Lars z
trudnością wypowiadał słowa.
- Nic nie mogę na to poradzić!
- Historia się powtarza... - westchnął z udręką.
A więc miał własne demony z przeszłości i to ona je
przywołała.
- Zraniłam cię - rzekła ze smutkiem. - Przepraszam.
Chciała móc go pocieszyć, lecz nie ośmieliła się. Nagle ujął
jej dłoń i czule pocałował wnętrze, przymykając oczy.
Kristine, bliska łez, zdała sobie sprawę, że ów drobny gest
zrodził intymność nieporównywalnie głębszą niż pocałunki na
plaży. Już miała mu o tym powiedzieć, lecz Lars nagle puścił
jej dłoń, zerknął w niebo i stwierdził:
- Za parę godzin będzie padać. Pospieszmy się.
Ruszyli. Piął się w górę szybko, jakby gonił go legion
trolli. Kristine zaciskała zęby. zmuszając się do żmudnego
marszu. Wiatr przybrał na sile i chmury żwawo sunęły po
niebie. Stąpała po wyślizganych skałach i torfowej ziemi. Nie
pierwszy raz żałowała, że nie może poznać myśli Larsa,
Za zakrętem zaczekał na nią przed wyjątkowo ostrym
podejściem.
- Daj mi rękę - nakazał.
Przez kilka ostatnich metrów po prostu ją wciągał. Kiedy
stanęła na górze, dyszała ciężko. Zerknęła na Larsa. Patrzył na
nią z posępną miną.
- Wciąż jesteś na mnie zły? - spytała niepewnie. - Nie.
- Naprawdę mi przykro, że cię oszukałam.
- Było, minęło - uśmiechnął się blado. - Lepiej chodzmy.
Czy był szczery? Czy uwierzył, że panicznie bała się
własnych uczuć? I co znaczyło:  historia się powtarza"?
Zcieżka wyrównała poziom i łatwiej było iść. Lars zniknął
za zakrętem. Pospieszyła za nim i nagle zatrzymała się w
osłupieniu - Przed nią wyłonił się Prekestolen - Ambona - klif
o krawędziach ostrych jak nóż.
Jego ściany stanowiły prawie perfekcyjny kąt prosty,
odcinający się na tle nieba. Podstawa tonęła w
szmaragdowoniebieskiej głębi fiordu. W żadnej ze swoich
podróży Kristine nie widziała czegoś tak olśniewającego.
Dwoje ludzi spacerowało po płaskiej powierzchni skały.
ich sylwetki rysowały się na tle chmur. Zapragnęła również
być tam, wysoko, gdzie niebo spotyka się z granitem,
- Chodzmy - zachęcił Lars, uśmiechając się na widok jej
zachwyconej miny.
To byt jego pierwszy prawdziwy uśmiech od chwili, kiedy
zostawiła go w Mandat.
- Mówiłeś że widok jest wart wspinaczki. Powiedziała -
bym, że jest wart wszystkiego.
- Nie chciałem, żebyś oskarżyła mnie o przesadną
promocję swojego kraju. Nie masz kłopotów na wysokości?
- Chyba nie. Wchodziłam bez problemu na wyższe skały
w Grecji.
Przepuścił ją przodem. Walcząc z przeciwnym wiatrem,
podążyła szlakiem i wkrótce, sama nie wiedząc kiedy,
wkroczyła na ogromny, kwadratowy szczyt Prekestolenu.
Kręty fiord otoczony szarymi klifami niknął tajemniczo w
chmurach i we mgle. Ambona urywała się gwałtownie jak
ostrze topora wikinga, jak przeszywające wezwanie do
śmiertelnego boju.
Kristine szła po spękanej skale, kuląc się pod podmuchami
gwałtownego wiatru. Opadła na kolana, a potem doczołgała
się do miejsca, gdzie materia łączyła się z nicością, i wyjrzała
za krawędz.
Przepaść skoczyła ku niej jak zwierz z zasadzki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl