[ Pobierz całość w formacie PDF ]
następne pięć minut podawaliśmy jezdzcowi butelki, a potem przez trzy, może cztery minuty
smok unosił się w powietrze. Chociaż lot w przestrzeni pomiędzy do którejkolwiek Warowni
trwał kilka sekund, każda wyprawa zaopatrzeniowa zabierała około pół godziny. Przy takiej
liczbie siedzib na Zachodzie i w Południowym Boli, Cromie, Nabolu, Forcie, Ruathcie, Iście i
zachodniej części Telgaru, wszystkie smoki Weyrów powinny ruszyć do akcji. A było tylko
osiem z Dalekich Rubieży, siedem z Fortu i sześć z Isty.
- Nie staraj się zrozumieć, Rill - poradziła mi Desdra rozbawionym tonem. - To da się
zrobić, jeśli wziąć pod uwagę niezwykłe zdolności smoków.
Ta uwaga zmieszała mnie jeszcze bardziej, ale właśnie wróciła drużyna smoków z Isty
i Fortu po ostatni ładunek. Smoki wydawały się zmęczone. I nic dziwnego. Lot w przestrzeni
pomiędzy podobnie jak lądowanie i wznoszenie się w powietrzu pochłania mnóstwo energii.
Leri wyglądała na wyczerpaną. Była wówczas najstarszą spośród amazonek Fortu. To, że
podjęła się tak trudnego zadania, świadczyło o jej oddaniu dla Weyrów.
Nagle wszystkie królowe ryknęły gniewnie. Jedyny obecny błękitny smok przypadł do
ziemi. Leri była wyraznie wściekła, podobnie jak pozostałe amazonki. Wydawały się
naradzać nad czymś intensywnie, choć bez słów. Leri skinęła w moją stronę - jako że stałam
najbliżej - i wręczyła mi butelki.
- Zanieś to S perenowi, dziecko. On to dostarczy. Wkrótce przysypał mnie kurz
wzbity przez pospiesznie odlatującą Holth. Sądzę, że wzbiła się w przestrzeń pomiędzy,
ledwie minęła zewnętrzny mur Warowni. Zadrżałam od powiewu zimnego powietrza.
Wszyscy mieli ponure miny, choć wypełnienie tak trudnego i niezwykłego zadania powinno
im sprawić pewną satysfakcję. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę Warowni.
- To można zanieść z powrotem do piwnicy. - Alessan wskazał pozostałe skrzynie
serum przygotowanego w większej ilości na wypadek, gdyby butle stłukły się w transporcie. -
Przekażemy je do stajni w Keroon, kiedy się trochę uspokoi. Ktokolwiek zostanie nadzorcą
stajni, będzie z nich zadowolony. To pewne, ze w Keroon i Telgarze znajdzie się więcej
opuszczonych biegoni. Jest tam teraz wiele zrujnowanych siedzib.
W tej chwili powrócił Deefer ze swoją drużyną. Zmiali się od ucha do ucha; dzwigali
na plecach przynajmniej po jednym tłustym wherze.
- Dzisiaj ucztujemy. Oklino, Rill, co możemy wziąć ze spiżarni do pieczeni z whera?
Należy nam się prawdziwa biesiada. Dobry posiłek, nie jakaś tam zupa. A do tego jeszcze
wino.
Zewsząd rozległy się wiwaty i radosne okrzyki. Wszyscy zgłaszali się na ochotnika,
żeby pomagać kucharzom. Z największym entuzjazmem usunięto z sali niepotrzebne sprzęty i
ustawiono z powrotem solidne stoły. Po jarmarku uprzątnięto je tak pospiesznie, że na
niektórych pozostały jeszcze poplamione winem i jedzeniem obrusy. Razem z Okliną
zwinęłyśmy je szybko i rzuciłyśmy na stos brudnej bielizny.
- Przykro mi będzie odjeżdżać - odezwała się do mnie Desdra, przerywając na chwilę
pakowanie swoich rzeczy i zapisków dotyczących fabrykacji serum. - Mimo to wszystko -
wskazała na bałagan panujący wokół - Ruatha szybko wraca do siebie.
- Musisz wrócić wkrótce z mistrzem Capiamem - powiedziała Oklina. Jej oczy
błyszczały wciąż tak samo od wizyty B leriona. - Zobaczysz, jak Ruatha się zmieni.
Prawda, Rill?
- Daj mi tylko trochę czasu, a zobaczysz, jakie cuda zdziałamy! - zawołałam z takim
zapałem, ze Desdra parsknęła śmiechem.
Potem puściła do mnie oko, ale tak żeby Okliną tego me zauważyła.
- Miałaś rację przyjeżdżając tutaj, Rill. W starej Warowni nikt cię nie doceniał.
Chciałabym też przeprosić cię za to, że zle zrozumiałam twoje motywy, kiedy proponowałaś
nam pomoc. Byłabyś nieocenionym pomocnikiem.
- Nie, nie pozwolono by mi na to - powiedziałam zadowolona, że Oklina odeszła dalej.
- Tutaj jestem sobą i ceni się mnie za moje zasługi. Mogę się tutaj przydać, zwłaszcza jeśli
Oklina.... - przerwałam niepewna, co właściwie miałam na myśli.
Desdra uniosła brew. Pospieszyłam z wyjaśnieniami, na wypadek gdyby posądzała
mnie o wygórowane ambicje.
- Och, to nie tak, Desdro. Mimo obecnego stanu Ruatha należy do najwspanialszych
Warowni. Alessan nie stracił w niczyich oczach, z taką godnością radząc sobie w
nieszczęściu. Każdy Lord Warowni mający córki na wydaniu będzie usilnie zabiegał o jego
względy.
- Masz dostatecznie wysoką rangę, lady Nerilko.
- Cicho! Miałam rangę - z naciskiem użyłam czasu przeszłego. - I mało radości w
związku z tym. Dużo bardziej cieszy mnie, że mogę współtworzyć przyszłość Ruathy, bo w
Forcie nie miałam żadnej.
- Czy mam komuś przekazać wieść od ciebie? Będę bardzo dyskretna.
- Jeśli możesz, powiedz stryjowi Munchaunowi, że spotkałaś mnie w czasie podróży i
jestem szczęśliwa. Stryj uspokoi moje siostry.
- Wiesz, Campen też się o ciebie martwił. Razem z Theskinem szukali przez cały
dzień myśląc, że spotkało cię coś złego, gdy zbierałaś zioła.
Kiwnęłam głową dopowiadając sobie to, czego Desdra wyraznie nie powiedziała.
Pamiętam, jak zastanawialiśmy się, czy zdołamy kiedykolwiek usunąć z głównej sali
zapach krasnoziela, kiedy nagle Oklina, która ustawiała wyczyszczone do połysku miedziane
ozdoby na kominku, krzyknęła i o mało nie upadła. Podtrzymała ją Desdra. Alessan z twarzą
poszarzałą na popiół wypadł z małego biura, które do niedawna służyło za gabinet lekarski
Follenowi.
- MORETAAA! - pełen udręki krzyk Alessana był krzykiem człowieka po raz kolejny
ciężko doświadczonego przez los. Opadł na kolana. Jego ciałem wstrząsało łkanie, a pięści
tłukły w kamienie posadzki. Nie zważał na wysiłki Follena próbującego powstrzymać go od
zrobienia sobie krzywdy. Nie byłam w stanie znieść tego szlochu. Podbiegłam, uklękłam tak,
aby jego pokrwawione pieści trafiały w moje nogi, a nie w zimne kamienie. Uderzał z taką
siłą, że zagryzłam wargi, by nie krzyczeć. Potem, drżąc z rozpaczy, schował twarz w moich
ramionach.
- Moreta! Co złego mogło ją spotkać w Weyrze Fort? Jej królowa przebywała teraz na
polu wylęgowym, z całą pewnością najbezpieczniejszym miejscu w całym Weyrze.
Alessan otoczył ramionami moje biodra. Zmagał się ze straszliwym nieszczęściem.
Przytuliłam go mocno, mrucząc jakieś nonsensy, usiłując zrozumieć, co się stało.
Follen i Tuero stali obok nas, ale ich słowa tonęły w przerazliwym, przerywanym
łkaniu Alessana i szuraniu jego butów po podłodze. Jego ciało, niezależnie od myśli,
usiłowało uciec przed nową tragedią.
- Pozwólmy mu to z siebie wyrzucić - powiedziałam. Jak dotąd nie pozwalał sobie
na łzy. Co złego mogło spotkać Moretę?
Cokolwiek by to było - odezwała się Desdra - sprawiło, że Oklina straciła
przytomność. - Nic z tego nie rozumiem. On nie jest jezdzcem. Ona też jeszcze nie.
Usłyszeliśmy głośny ryk. Głośniejszy niż zawodzenie stróżującego whera.
- Na Skorupy! - krzyknęła Desdra.
Podniosłam głowę. B lerion o twarzy pobielałej z rozpaczy i dzikim spojrzeniu
wbiegał po schodach Warowni. Szary smok, na którym przyleciał, był to straszliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]