[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale, hmm... naturalnie nie posiada napędu TP, chociaż ma inny interesujący napęd... i... no
cóż... zabrzmi to głupio, jednak rozumiecie... kadłub statku został wykonany z drewna.
Drewna o bardzo wysokiej gęstości i niezwykłej wprost wytrzymałości. Kapitan Bargerone
przybrał obojętną minę.
Och, nie, kapitanie, niech pan nie żartuje...
Stojący w tłumie fotografów, kamerzystów i reporterów Adrian Bucker nie widział zbyt
dobrze Bargerone a, przepchał się więc do wysokiego nerwowego mężczyzny, który
towarzyszył kapitanowi, zerkając przez jedno z długich okien na tłum falujący w lekkim
deszczu.
Czy mógłby mi pan opowiedzieć, co sądzi o obcych, których przywiezliście na Ziemię?
spytał Bucker. To zwierzęta czy istoty rozumne?
Ledwie słuchając, Bruce Ainson obrzucił badawczym spojrzeniem ludzi na zewnątrz.
Wydało mu się, że mignął mu jego syn-nicpoń, Aylmer, który z typową dla siebie skruszoną
miną przebijał się przez zebraną ciżbę.
Zwinie mruknął.
Chodzi panu o to, że wyglądają jak świnie czy też że się jak one zachowują?
Odkrywca odwrócił się i spojrzał na reportera.
Jestem Bucker z Windsor Circuit , proszę pana. Moja gazeta interesuje się wszelkimi
opiniami na temat tych stworzeń. Uważa je pan za zwierzęta, mam rację?
A czym jesteśmy w pańskiej opinii my, ludzie, panie Bucker, istotami cywilizowanymi
czy zwierzętami? Czy kiedykolwiek w swojej historii spotkaliśmy nową rasę i nie zepsuliśmy
jej, nie zniszczyliśmy? Niech się pan przyjrzy Polinezyjczykom, Indianom Północnej czy
Południowej Ameryki, mieszkańcom Tasmanii...
Tak, proszę pana, rozumiem pański punkt widzenia, ale powiedziałby pan, że ci obcy...
Och, posiadają inteligencję, tak jak inne ssaki. Bo są ssakami... Jednakże ich
zachowanie lub też brak zachowania szczególnego typu konfunduje nas. Nie można o nich
myśleć w sposób antropomorficzny. Czy posiadają etykę? Czy mają sumienie? Czy są
podatne na skorumpowanie tak zwanymi dobrami cywilizacji, jak kiedyś Eskimosi i Indianie?
A może na odwrót, może pooby potrafią zepsuć nas? Musimy sobie zadać szereg wnikliwych
pytań, zanim dobrze zrozumiemy nososrale. Takie mam odczucia w tej kwestii.
Bardzo interesujące. Mówi pan zatem, że powinniśmy się zdobyć na nowy sposób
myślenia, czy tak?
Nie, nie, myślę raczej, że tego problemu nie ma sensu omawiać z przedstawicielem
codziennej gazety. Powiem tylko, że człowiek pokłada zbyt wiele ufności we własny intelekt.
Aby zrozumieć pooby, potrzebujemy nowego sposobu odczuwania, więcej szacunku... Jak
zyskać zaufanie tej pary, skoro zarżnęliśmy ich towarzyszy, a tę dwójkę uwięziliśmy? A co
się stanie z nimi teraz? Będą stanowiły atrakcję EgzoZoo. Jego dyrektor, Mihaly Pasztor, jest
moim starym przyjacielem. Mam nadzieję, że wysłucha moich sugestii i postąpi właściwie.
Mój Boże, przecież ludzie chcą zobaczyć te zwierzęta! Skąd wiemy, że odczuwają
podobnie jak my?
Pańskie podejście, panie Bucker, to prawdopodobnie punkt widzenia przeklętej
większości głupców. Przepraszam, muszę odbyć pewną technirozmowę.
Ainson pośpiesznie wyszedł z budynku, gdzie jednak natychmiast utknął w tłumie
napierających ze wszystkich stron ludzi. Nie było szans na przebicie się przez niego.
Odkrywca stanął bezradnie, czekając, aż powoli minie go ciężarówka, witana wiwatami,
okrzykami i wrzaskami widzów. Dwa pooby gapiły się na ludzi przez kraty na tylnej ścianie
pojazdu. Stworzenia nie wydawały żadnych dzwięków. Były duże i szare, budziły
równocześnie współczucie i strach.
Nagle spojrzenie obu spoczęło na Brusie Ainsonie. Nijak nie zasugerowały, że go
rozpoznają, a jednak Odkrywca niespodziewanie poczuł lęk, toteż odwrócił się i zaczął
przeciskać wśród ludzi w mokrych płaszczach nieprzemakalnych.
* * *
Statek pustoszał, opróżniany z towarów. Dzwigi zagłębiały wielkie dzioby w trzewiach
Mariestopes i podnosiły się ponownie z sieciami pełnymi kartonów, pudeł, krat i
kontenerów. W otworach ściekowych roiło się od znajdujących się na statku odpadków, z
włazu nadal wychodzili ludzie. Mariestopes wyglądał smutno niczym tkwiący na mieliznie
wielki wieloryb, bezsilny i wyobcowany z dala od swoich ulubionych gwiezdnych głębi.
Walthamstone i Ginger Duffield podążyli za Quilterem do jednego z tuneli wyjściowych.
Hank Quilter niósł sporo ekwipunku. Za pół godziny w innym punkcie portu kosmicznego
zamierzał wsiąść na pokład odrzutowca jonosferowego i udać się do Stanów Zjednoczonych.
Cała trójka zatrzymała się nagle przed statkiem. Nieco zdziwieni rozglądali się i wdychali
osobliwie pachnące powietrze.
Zobaczcie, panuje tu najgorsza pogoda we wszechświecie jęknął Walthamstone.
Powiem wam coś. Przeczekam tu tę głupią mżawkę.
Wez taksówkę zasugerował Duffield.
Nie warto. Moja ciotka mieszka zaledwie pół mili stąd. Skuter mam w portowej
przechowalni. Gdy przestanie padać, wsiądę na niego i jazda do domu.
Przechowują ci tu skuter między lotami? spytał Duffield z zainteresowaniem.
Nie chcąc dać się wciągnąć w tę typowo angielską konwersację, Quilter zarzucił
wygodniej na ramieniu worek marynarski i spytał:
Co powiecie, ludzie, na krótki wyskok do kantyny. Zanim odlecę, moglibyśmy wypić
po kuflu ciepłego brytyjskiego piwa syntetycznego.
Jasne, powinniśmy uczcić fakt, że właśnie opuściłeś Korpus Badawczy przyznał
Walthamstone. Idziemy, Ginger?
Podstemplowali ci książkę uposażeń i podpisali oficjalne zwolnienie ze służby? spytał
Duffield.
Nie, wpisałem się tylko na inny typ lotów odparł Quilter. Wszystko jest idealnie
legalne, Duffield, drogi mędrku. Rozluzniasz się kiedykolwiek, stary?
Znasz moje motto, Hank. Patrz uważnie i nigdy się nie myl, bo tamci w każdej
możliwej chwili usiłują cię oszwabić. Znałem gościa, który przed zwolnieniem do cywila
zapomniał podbić u kwatermistrza swoje 535 i szybko trafił z powrotem. Mało tego, złapali
go na kolejne pięć lat. Służy teraz na Charonie i bierze udział w wojnie.
Idziecie na to piwo czy nie?
Chyba pójdę odrzekł Walthamstone. Może nigdy już cię nie zobaczymy, gdy ta
ptaszyna z Dodge City cię dopadnie. Z tego, co mi powiedziałeś o tej dziewczynie, wolałbym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]