[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kresach Stacji Angelica. - Uśmiechnęła się. - Spotkać się
z przyjaciółmi, pograć w blackhole'a. To wielka frajda, gdy nie
zależy ci na stawkach.
- Kresy umierają - odparł Ubu. - Tego procesu nie po-
wstrzymamy, nawet jeśli odniesiemy sukces. - Odwrócił
wzrok. - Nie chcę oglądać ich końca.
Nachmurzyła się. Coś się zmieniło.
- O co chodzi?
Wzruszył ramionami.
- Uzmysłowiłem sobie, że akurat teraz jesteśmy zwycięzca-
mi. My jedni wiemy o obcej cywilizacji, nasz ładunek jest wart
dziesiątki milionów, mamy wolność... i jeśli sprawy pójdą do-
brze, uda nam się utrzymać to, co mamy. A jeśli nie, utracimy to.
Utracimy się wzajemnie". Wiedziała, że właśnie o tym
myślał. Odwróciła się, spojrzała mu w twarz.
- Nic na to nie poradzimy, prawda? Nie możemy wiecznie
się tutaj chować.
- Nie możemy - potwierdził.
- Mamy przecież plany. Zamierzasz budować prefabryko-
wane statki, stacje...
- Tak. - Uśmiechnął się bez przekonania. - Mnóstwo pla-
nów. Jednak teraz wygrywamy, a dawniej nigdy nie wygrywa-
liśmy, i po prostu chciałbym dać temu spokój.
Westchnęła, luzno płynęła wśród polimerowych pasków.
- Nie wiem, czego właściwie chcesz, Ubu.
- Tylko tego, co mam teraz. Niczego więcej.
Objęła go za szyję, spojrzała prosto w oczy.
- Słuchaj, rzeczy się zmieniają.
- Słusznie.
Nagle jego oczy stały się kruchymi odłamkami błękitnego
szkła. Sięgnął do oplotu, ściągnął go, wyswobodził się.
Tętno Marii trochę przyśpieszyło.
- Dokąd idziesz?
- Czas przygotować się do strzału - odparł ostro. Gniewał
się, a Maria nie wiedziała dlaczego. - Musimy pokazać Dwu-
nastce, jak używać windy wirówki, zanim nastąpi ciążenie. Je-
śli nie przyzwyczai się do urządzenia, może sobie coś złamać.
Ogarnął ją smutek. Nie wiedziała, co to znaczyło, jak się za-
częło, jak to zakończyć.
- Dobrze - powiedziała. - Jak chcesz.
Przeszkolili Dwunastkę, jak wchodzić do rdzenia wirówki
i jechać małą windą do głównych sterowni na najniższym po-
ziomie. Potem wrócił do sterowni pomocniczej. Przypięty do
kanapy w czasie strzału odrętwiał z przerażenia. Nigdy świado-
mie nie przeżył strzału i bał się, że będzie to równie straszne jak
przyśpieszenie podczas ucieczki od niebieskozielonego gigan-
ta. Słuchał automatycznego odliczania, palcami wpijał się
w podłokietniki, i wtem - w jego świadomości trwało to krócej
niż mgnienie oka- było po wszystkim. Ogarnęło go zdumienie,
pózniej radość. Przeżył, a ciało i umysł miał nietknięte.
Otworzył szafkę z jedzeniem, zjadł, napił się wody z kranu
- nikt go nie nauczył, jak korzystać z automatu do kubków -
a potem skorzystał z toalety. Bawił się rejestratorem.
- Chcieliszmy czi pokażacz, jak korzysztacz ż konszoli łącz-
noszczy. - Starał się dokładnie naśladować intonację Marii.
Wydawał od czasu do czasu przypadkowe brzęczące dzwięki
i nadal miał trudności z głoskami szczelinowymi. - Moszesz
sztąd do nasz mówicz, a taksze wy wołacz dowolną muzykę lub
ekszczyt do pomoczy w nauczę jeżyków.
Ekscyt. Dwunastka starał się o tym nie myśleć.
Przesunął do przodu nagranie, powtarzał słowa, zapisywał
je w mózgu. Zaraz jednak rozmowa przybrała niepokojący
obrót i Dwunastka przestał się na razie zajmować ludzkimi
sprzecznościami.
Przesłuchał pierwszą część rozmowy kilka razy. Powtarzał
słowa głośno, odtwarzając je w kółko, aż przyzwoicie potra-
fił naśladować Ubu i Marię, nie tylko wymowę, lecz również
ich głos. Próbował składać zdania, ustawiając te same słowa
w innym porządku, ale mieszanina głosów Ubu i Marii
brzmiała dziwnie, musiał więc wygenerować inny głos. Pilnie
nad tym pracował.
Czas mijał. Dwunastka jadł i spał.
Patrzył na konsolę łączności.
Ekscyt.
Serca zabiły mu szybciej. Pochylił się nad konsolą, z setek
pozycji wybrał jedną i uruchomił rejestrator.
Tytuł wybranego ekscytu brzmiał: Krwawa kąpiel w Budynku
Cztery" - Dwunastka z nadzieją oczekiwał, że będzie to doty-
czyć genetyki. Niestety, tytuł okazał się mylący.
Złożona akcja ekscytu dawała wiele do myślenia. Wydawa-
ło się, że chodzi o walkę o supremację między kilkoma ludzki-
mi klanami. Główna postać, Ahmad, była agentem" jednego
z klanów i jakoś została wprowadzona do innego klanu, by od-
kryć jego zamiary - dokładny mechanizm wprowadzania, który
interesowałby Dwunastkę, przedstawiono niestety niejasno.
Dwunastka rozumiał, jakie to byłoby użyteczne, gdyby ktoś po-
trafił przedstawić własnego sługę jako czyjegoś innego sługę.
Niestety, nie znał żadnego sposobu maskowania znaczników
genetycznych. Jednak Ahmad działał wśród wrogów, a oni nie
umieli zwąchać jego pochodzenia. Możliwe, zauważył Dwuna-
stka, Ukochana mogłaby kupić od ludzi tę technikę, dzięki
której Klan Blask będzie niepokonany. Dwunastka postanowił
się o to wywiedzieć.
Zauważył, że komunikacja międzyludzka odbywa się za po-
mocą wyrazów" twarzy, głównie dzięki ruchom brwi", które
bez przerwy wędrowały w dół i w górę, do wewnątrz i na ze-
wnątrz. Dwunastka zaczął klasyfikować te pozycje, ale wkrót-
ce uznał, że to zadanie beznadziejne - pozycji było zbyt dużo,
a on nie rozumiał jeszcze całego kontekstu.
Zadanie Ahmada skomplikowało się, gdy do akcji wkroczy-
ła wroga samica, Kirstie, której zawód określono jako ladacz-
nica". Pojęcie to nie figurowało w słowniku Dwunastki, ale naj-
widoczniej oznaczało kogoś zajmującego się wykrywaniem
agentów wrogich klanów. Ahmad, zamiast unikać Kirstie, z nie
wyjaśnionych przyczyn szukał jej towarzystwa. Dwunastka
z początku nie mógł zrozumieć tej perwersji, pózniej jednak
wydedukował, że osobnik typu Kirstie posiadał cenne cechy
dziedziczne, które klan Ahmada chętnie by nabył. Nie dziwota,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]