[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cicho, ugryzł ją w ucho, po czym potarł policzkiem o jej czoło. - Przy tobie zapominam o
wszystkim. O całym świecie - dodał, patrząc jej w oczy.
Delikatnie przytknął usta do jej warg. Zrozumiała, o co mu chodzi. O to, \e ona,
Elissa, przesłania mu obraz Bess; \e gdy trzymają w ramionach, przestaje marzyć o bratowej.
Ale ja cię kocham, chciała zawołać. Kocham cię i pragnę czegoś więcej ni\ sam dotyk.
Znali się od dwóch lat, prawie od dwóch się przyjaznili, i nigdy dotąd nie uświadomiła sobie,
jaki bardzo King stał się jej bliski. Ani razu nie zachował się wobec niej niestosownie.
Akceptowała go w całości. Mimo swoich niezłomnych zasad, mimo wartości wyniesionych z
domu śmiało mogłaby pójść z nim do łó\ka, kochać się, mieć co wspominać do końca \ycia.
Czy to było najzwyklejsze po\ądanie pod słońcem? Czy raczej pragnienie całkowitego
zespolenia z drugim człowiekiem?
Odwzajemniając pocałunek, otworzyła oczy. King wpatrywał się w nią głodnym
wzrokiem, jakby wcią\ nie miał jej dość. Serce zabiło jej mocniej. Przytulił ją z całej siły, po
czym wreszcie puścił. Poprawiła ramiączka, wygładziła dół sukienki.
- Błagam, nie czesz się - poprosił, kiedy wyciągnęła rękę po le\ącą na toaletce
szczotkę.
- Dlaczego? Jestem strasznie potargana.
- Chcę, \eby cię właśnie taką zobaczyła - odparł. - Z nabrzmiałymi wargami, z
włosami w nieładzie, z zaró\owioną twarzą. Chcę, by wiedziała, \e się kochaliśmy.
- Jesteś okrutny.
- Muszę być. Nie rozumiesz tego? Bo\e, Elisso, Bobby to mój brat.
- Wiem. - Pogładziła go po twarzy, jakby chciała usunąć z niej grymas, i uśmiechnęła
się łagodnie.
Miała swój świat fantazji. W nim, w tym świecie, mogli być razem, w nim mogła na
nowo prze\ywać pieszczoty, radować się wspomnieniami.
- Szkoda, \e jesteś taka słodka i niewinna. - Westchnął.
- Co byś zrobił, gdyby tak nie było? - spytała \artobliwie.
- Poszedłbym z tobą do łó\ka i kochał do upadłego. A\ bym wyleczył się z Bess.
Mogłabyś tego dokonać, wiesz? Jeszcze \adnej kobiety tak bardzo nie pragnąłem jak ciebie.
- śałuję, King, ale moja wspaniałomyślność tak daleko nie sięga. - Przyjrzała mu się
uwa\nie. - Wiesz - dodała po chwili - nie sądziłam, \e seks mo\e być tak głębokim i pięknym
prze\yciem.
- Dobrze, \e nie traktujesz go w kategoriach zaspokajania potrzeb fizycznych. Seks
powinien być dopełnieniem miłości. I taki jest, kiedy trzymam cię w objęciach. Zupełnie tego
nie pojmuję...
Elissa wolnym krokiem podeszła do stolika nocnego i speszona, bo słu\yło
zagłuszeniu jej jęków, wyłączyła radio. Obejrzawszy się przez ramię, zobaczyła, \e King nie
spuszcza z niej wzroku.
- Aadnie ci z rumieńcem - powiedział, czytając w jej myślach. - Nie powinnaś się
wstydzić. Nawet sobie nie wyobra\asz, jak podbudowałaś moje ego. Gdyby nie to, \e za
ścianą siedzi mój brat z \oną, pozwoliłbym ci krzyczeć do woli.
- Trochę mi głupio. Oni domyśla się, \e...
- I bardzo dobrze - przerwał jej.
Nie odpowiedziała. Otworzyła drzwi i pierwsza opuściła sypialnię.
Bess nie było w salonie. Bobby podniósł wzrok znad papierów i uśmiechnął się
porozumiewawczo.
- Poszła przejść się po pla\y - wyjaśnił. - A wy... pewnie się pogodziliście?
Elissa zaczerwieniła się po czubki uszu. King wybuchnął dzwięcznym śmiechem i
objął ją czule w pasie.
- To było takie malutkie nieporozumienie - rzekł.
- Wybacz, stary, nie chcieliśmy was wprawić w zakłopotanie.
Bobby wzruszył ramionami.
- Daj spokój, mnie tam nie obchodzi, jak się godzicie. Ale Bess... ona się łatwo peszy.
- Odło\ył długopis. - Dawniej byliśmy podobni, Bess i ja. Czerpaliśmy radość z tych samych
rzeczy, ale ostatnio narasta między nami dystans. Bess ciągle wydaje przyjęcia, herbatki...
prawie się nie widujemy, kiedy wracam do domu.
- Postaraj się spędzać z nią więcej czasu - poradził King. - Teraz, kiedy sprawy
zawodowe lepiej ci idą, chyba mo\esz sobie na to pozwolić.
- Słusznie. Od razu do niej pójdę - rzekł Bobby, wstając. - Zresztą spacer dobrze mi
zrobi.
- A my zaparzymy kawę. - King pociągnął Elissę w stronę kuchni.
- Było jej przykro... - zauwa\yła cicho Elissa, wsypując kawę do ekspresu.
- Wiem - mruknął King. Stał w oknie, obserwując Bess, która patrzyła na fale.
Włączywszy ekspres, Elissa podeszła do niego i pogładziła go lekko po ramieniu.
- Przepraszam. Mam wra\enie, \e cię zawiodłam.
- Ty? - zdumiał się.
- No tak. Nie mogłam pójść na całość...
- Nie \artuj. - Pokręcił z uśmiechem głową, po czym objął Elissę w pasie. - To ja się
wycofałem. Ja zmusiłem nas do wstania. Ty się nawet nie przestraszyłaś, kiedy wspomniałem
o cią\y.
Opuściła wzrok.
- Wcale tak bardzo się jej nie boję.
- Nie?
Przyglądał się jej z zaciekawieniem. Faktycznie, nie wyglądała na przestraszoną. Ku
swemu zaskoczeniu odkrył, \e jemu te\ cią\a nie kojarzy się z czymś, czego nale\y się bać
lub wystrzegać. Dziwne, pomyślał. Bo tego się zupełnie nie spodziewał.
Ponownie skierował wzrok na pla\ę.
ROZDZIAA PITY [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl