[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fizycznie. Miewał krótkotrwałe związki, ale nie z Max. Miał nadzieję, że
nie przyjedzie do Teksasu, żeby namieszać. Wiedział, że ona nie polubi
Sary.
48
RS
W poniedziałek rano Sara była już w niezłej formie. Dee odwiedziła
ją dwa razy, w piątek wieczorem i w niedzielę po południu, i przyniosła jej
koszyk z kwiatami i gazetami. Zabroniła jej powrotu do pracy do końca
tygodnia.
Jared przychodził jeszcze kilka razy, zawsze na kilka minut, z
Tonym w tle.
Doktor Coltrain zwolnił ją po obiedzie. Dowieziono ją na wózku do
wyjścia, gdzie czekał Jared w dużej, czarnej półciężarówce. Nachylił się i
uniósł ją jak worek mąki, a następnie ostrożnie usadził w fotelu pasażera.
Gdy zapinał jej pasy i spojrzał z bliska w oczy, poczuła, że robi jej się
gorąco. Zmrużył oczy i jego wzrok spoczął na jej bluzce. Nie musiał być
ekspertem, żeby zauważyć, że jej serce łomoce pod materiałem.
- No, no - mruknął głębokim, uwodzicielskim tonem.
49
RS
ROZDZIAA TRZECI
Zielone oczy Jareda wpijały się w Sarę, paliły ją. Wpatrywały się w
jej pełne usta, dopóki głośno nie odetchnęła. Zachichotał. Zabrzmiało to
trochę jak głos drapieżcy. Obszedł samochód, żeby usiąść w fotelu
kierowcy, zapiął pas i uruchomił silnik.
Sarze bardzo się podobało ranczo Biały Koń" od pierwszego razu,
kiedy przywiozła książki dla Jareda. Na białym domu wisiały koszyki z
kwitnącymi roślinami, a malowane na biało płoty otaczały zadbane
pastwiska. Jared hodował tu bydło, czystej rasy Santa Gertrudis.
- Jak to robisz, że masz zieloną trawę podczas suszy? -spytała nagle
Jareda.
- Wykopuję dziury i robię w nich stawy z wodą na każdym
pastwisku.
- Niezle - zauważyła. - A czy te wiatraki ją pompują? -dodała,
wskazując na dwa, jeden w pobliżu obory, a drugi daleko, na horyzoncie.
- Tak. Może to staromodne, ale skoro było dobre dla pierwszych
osadników, którzy się tu pojawili...
- A twój dziadek tutaj się urodził?
- Nie. Jego daleki kuzyn odziedziczył tu trochę ziemi i zostawił
dziadkowi. Gospodarzył tutaj jakiś czas, póki zdrowie mu pozwalało.
Kiedyś spadł z narowistego konia i uderzył głową w parkan. Nigdy już
potem nie wrócił zupełnie do zdrowia. Zostawił na ranczu zarządcę, a sam
z żoną przeniósł się do Houston. Pewnego letniego dnia zastrzelił moją
babkę, a potem siebie. - Wydała okrzyk przerażenia. - Mój ojciec
pochował go tutaj, ale nikt nie wiedział, w jaki sposób umarł. Potem już
50
RS
nikt z rodziny tu nie przyjeżdżał. Pewnie wszyscy mamy jakieś straszne
wspomnienia z przeszłości. Nie powinienem był tak brutalnie ci o tym
mówić - dodał, kiedy zobaczył, że jest przejęta. - Zapomniałem, że się
wychowałaś w małym miasteczku, chroniona przed przemocą.
Zatrzymał się przed domem, wyłączył silnik i obszedł samochód,
żeby wziąć Sarę w ramiona i wnieść ją po schodkach na ganek. Zaśmiał
się, widząc jej zdziwienie.
- Pielęgniarka doktora Coltraina powiedziała, żebyś jeszcze przez
jeden dzień nie stawała na nogi - wyjaśnił, patrząc w szeroko otwarte,
jasnozielone oczy.
- Więc służysz jako publiczna komunikacja? - zażartowała, a jej
twarz rozpromieniła się w uśmiechu.
Wyglądała z nim pięknie. Wzruszał go dotyk jej drobnego, ciepłego
ciała, przytulonego do jego piersi. Ten uśmiech kojarzył mu się z ciepłym
ogniem w zimie. Jego ciało pod wpływem jej dotyku reagowało
podnieceniem.
- Słuchaj, niech ci nie przychodzi nic głupiego do głowy - ostrzegła z
zadziwiającym poczuciem humoru. - To nie była delikatna robota
chirurgiczna z małym otworkiem. Rozpłatał mnie na jakieś dziesięć
centymetrów i zszył szwami, których nie trzeba pózniej zdejmować,
Chyba nie chcielibyśmy, żeby mi wypłynęły wnętrzności na twoją piękną,
czystą podłogę?
Wybuchnął śmiechem, a potem się nachylił i musnął wargami jej
usta. To wystarczyło, żeby jej zabrakło tchu, a całe ciało się napięło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]