[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właśnie tego teraz pragnął. W jej oczach malowała się troska.
- Wstał - odparł krótko. - Chyba przecenia własne siły.
- Nie powinien chodzić.
- Nie, chyba nic. - Czy to jej włosy tak pachną? Aromat jesiennego lasu doprowadzał
go do szaleństwa. - Dzisiaj rano wybierał się do pracy.
- Do pracy? Aż się zachłysnęła tymi słowami. - Kazałam mu zostać w domu. Dlaczego
nigdy mnie nie słucha?
W oczach Slade'a błysnęły iskierki.
- Czy wszyscy zawsze słuchają twoich poleceń?
- David u mnie pracuje - odburknęła, ale jednocześnie puściła jego ramię. - Do
cholery, powinien robić, co mu każę. - Równie szybko, jak się zdenerwowała zapomniała o
złości. - Tak naprawdę ciągle jest dzieckiem i Betsy ciosa mu kołki na głowie. Taka już jest.
Doceniam jego oddanie, ale najważniejsze, żeby wyzdrowiał. - Powędrowała spojrzeniem do
telefonu na ladzie. Jeśli zadzwonię, będzie się rzucał.
- Powiedział, że przyjdzie w poniedziałek. - Slade oparł się o sekretarzyk. - Prosił,
żebyś poczekała na niego z papierkową robotą związaną z nowym transportem.
Jessica wsunęła dłonie do kieszeni, nadal niezdecydowana, czy ma zadzwonić do
Davida, czy nie.
- No dobra. W takim razie, kiedy tu się zjawi w poniedziałek, będzie musiał siedzieć, a
ja tymczasem ustawię wszystkie nowe meble, żeby go nic korciło. - Uśmiechnęła się
ponownie. David ma prawie takiego samego fioła na punkcie tego miejsca jak ja. Zauważy,
jeśli przestawię choćby najmniejszy świecznik. Zanim się rozchorował, usiłował mnie
namówić na wakacje. - Roześmiała się głośno, odrzuciła głowę do tyłu, aż złote włosy opadły
na plecy. - Prawdopodobnie tylko dlatego, że przez tydzień albo dwa chciał mieć cały sklep
tylko dla siebie.
- Wyjątkowo oddany pracownik - skomentował.
- O tak. - Energicznie skinęła głową. - Ale co ty tu właściwie robisz, Slade? Byłam
przekonana, że już po uszy zagrzebałeś się w książkach.
Sam nie wiedział, czy bardziej go cieszy, czy niepokoi fakt, że dystans ostatnich dni
zniknął bez śladu. Uśmiechnął się niespokojnie.
- Obiecałem Davidowi, że ci pomogę.
- To bardzo miło z twojej strony. - Zdziwienie w jej głosie wprawiło go w doskonały
humor.
- Czasami nawet ja bywam miły - odparł. - Zresztą uznałem to za znakomitą okazję
poszerzenia mojej wiedzy na temat antyków.
- Aha - machinalnie skinęła głową. - W porządku. Nic obrażę się za pomoc przy
najcięższych sztukach. Jaka epoka cię najbardziej interesuje?
- Epoka?
- W meblarstwie - wyjaśniła. Podeszła do długiej, niskiej komody. - Czy interesuje cię
konkretny styl? Wiek? Na przykład renesans, okres kolonialny, a może...
- Nic, na dzisiaj wystarczy ogólne wprowadzenie - mruknął i odepchnął Jessicę od
komódki. - Gdzie mam to postawić?
Nosił, przestawiał i dzwigał. Jessica uwijała się, ustawiając bibeloty i zarazem
opowiadając mu o poszczególnych meblach. To krzesło chippendale - czy widzi kwadratowe,
wyściełane siedzenie i wykrzywione nóżki? A ta szafeczka to francuski barok - złocenia,
płaskorzezby, polerowane drewno. Przetarła blat małego stoliczka i opowiedziała mu o wpły-
wach chińskich i ceremonii picia herbaty.
Kilka razy przeszkodzili im wchodzący klienci. Wówczas przekształcała się z
miłośniczki antyków w doświadczoną sprzedawczynię. Słuchał, jak opisuje pochodzenie
poszczególnych eksponatów i targuje się o cenę. Jego wcześniejsze wątpliwości rozwiały się
bez śladu. Sklep nic jest kaprysem. Pracowała ciężej, niż przypuszczał, znała się na
prowadzeniu interesu o wiele lepiej, niż się spodziewał. Nic dość, że traktowała klientów z
wdziękiem, którego nic mógł nie podziwiać, na dodatek jeszcze zarabiała, i to niezle, jeśli się
nie pomylił, odczytując dyskretne karteczki z cenami poszczególnych artykułów.
Dlaczego w takim razie, głowił się, osoba tak zaangażowana ryzykowałaby
współuczestnicząc w przemycie? Teraz, kiedy ją trochę poznał, już nic tak łatwo było sobie
wmówić, że to kaprys znudzonej bogaczki. Z drugiej strony... nic jest przecież głupia. Czy
możliwe, by coś takiego działo się jej pod nosem, a ona niczego nie zauważyła?
- Slade, muszę cię o coś poprosić - powiedziała ściszonym głosem i podeszła do niego.
Najwyrazniej lubiła bliski kontakt z drugim człowiekiem; po chwili poczuł jej dłoń na
ramieniu. Nagle zdał sobie sprawę, że jej pragnie, nieważne, czy to rozsądne, czy nie.
Odwrócił się. Znalazła się w pułapce, między nim a komodą. Nadal opierała dłoń na jego
ręce, tuż. poniżej łokcia. Chociaż był to ich jedyny kontakt fizyczny, Slade nie wiadomo skąd
wiedział, jakie to by było uczucie: przytulić ją do siebie. Przesunął wzrokiem po jej ustach,
spojrzał w oczy.
- O co?
Nie pamiętała. Miała w głowic pustką, tylko uszy wypełniał szum, jakby echo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl