[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brodę.
Dokonał szybko cięcia i wprowadził do tchawicy pacjenta metalową
rurkę. Sarah nie mogła wyjść z podziwu; widziała już niejednokrotnie
zabieg kaniulacji, ale nigdy jeszcze w tak ciężkich warunkach.
- Wez nożyczki i rozetnij mu ubranie - polecił Paul. -Zobaczymy, jak
wygląda reszta ciała.
- Ma złamane żebra po prawej stronie - rzekła Sarah. Paul zbadał klatkę
piersiową pacjenta.
- Do tego złamany prawy obojczyk i odmę. Jack skrzywił się.
- Nie jest dobrze. Ma bardzo wysokie tętno. Tak jakby rosło mu ciśnienie
w jamie opłucnowej.
- A jak jama brzuszna?
- Nie jest rozdęta.
Paul nie odrywał wzroku od piersi mężczyzny.
- Spójrzcie! Przecież to odma podskórna!
Sarah dotknęła skóry nieprzytomnego człowieka. Zupełnie jakby ktoś
sztucznie wpompował mu do środka powietrze.
- Wszystko jasne - rzekł Paul. - Wskutek złamania żeber zrobiła się
urazowa odma opłucnowa, a wtłaczane do opłucnej powietrze nie ma ujścia
do oskrzeli; w jamie opłucnowej powstaje nadciśnienie i powietrze
rozprzestrzenia się pod skórą klatki piersiowej. Może ucisnąć naczynia
główne...
Sarah wiedziała, że pacjent wymaga natychmiastowej interwencji
chirurgicznej. Determinacja i stanowczość Paula nie dziwiły jej już.
Wykonywała wszystkie jego polecenia ze skupieniem i gotowością
sprawnej sanitariuszki.
- Nie chcę go ruszać. Otworzymy mu przestrzeń międzyżebrową z tej
strony.
Usłyszeli syk uchodzącego powietrza; jama opłucnowa została
opróżniona i płuca mogły podjąć swoją funkcję.
- Ciśnienie spada - zakomunikował z ulgą Jack.
Paul wstał i uśmiechnął się do Sarah. W tej samej chwili usłyszeli sygnał
karetki pogotowia.
- Zaraz podamy mu kroplówkę i krew. - Głos Paula był teraz spokojny i
opanowany.
- Marnujesz się w tej administracji za biurkiem - rzekła Sarah. - Twoje
miejsce jest w sali operacyjnej, wiesz o tym tak samo dobrze jak ja.
RS
102
- Wiem - odparł i jego niebieskie oczy nabrały nowego blasku. - Wiem
doskonale.
Wypadek całkowicie zepsuł świąteczną atmosferę. Paul pojechał karetką
pogotowia do szpitala razem z pacjentem, Evelyn zapędziła Jacka do
sprzątania, Helen i Holly schroniły się w swojej części domu, przy czym
Holly była do głębi oburzona zachowaniem Daniela. Chłopiec, rozbity i
sfrustrowany, krążył między ogrodem a podwórkiem, z Lukiem przy nodze.
Przedtem jednak odbył kolejną nieprzyjemną rozmowę z Holly.
- Jutro jest Dzień Matki - poinformowała go dziewczynka z przechwałką
w głosie. - Ja mojej mamusi przyniosę śniadanie do łóżka i namaluję dla niej
piękną laurkę.
Helen nie słyszała tego, zajęta zmywaniem. Sarah uniosła głowę znad
grilla, który właśnie czyściła.
- Dobry pomysł, mama na pewno się ucieszy. Skończyła swoją robotę i
skierowała się do domu; po drodze usłyszała dalszy ciąg.
- A ty? - spytała Holly Daniela.
- Nic! Przecież ja nie mam matki - odburknął. Nastąpiła krótka i bardzo
ostra wymiana zdań, po czym dzieci rozstały się, przyrzekając sobie
wzajemnie, że już nigdy" się do siebie nie odezwą.
Daniel włóczył się teraz po podwórku sam, odmawiając jednak przyjścia
na kolację i całkowicie ignorując prośby i uwagi Sarah. Czuła, jak ogarniają
złość i zniecierpliwienie. Może Evelyn naprawdę ma rację? Może chłopcu
trzeba wyraznie zakreślić granice, których pod żadnym pozorem nie wolno
mu przekraczać?
Jack wreszcie wrócił do domu i zasiadł w salonie przed telewizorem.
Czekali już tylko na powrót Paula, który zadzwonił do Sarah ze szpitala,
mówiąc, że asystował przy operacji i że wszystko jest w porządku. W jego
głosie słyszało się ogromną satysfakcję ze sprawnie przeprowadzonej akcji.
- To wszystko wydarzyło się w bardzo odpowiednim czasie -powiedział
jej przez telefon. - Za dwa miesiące zwalnia się stanowisko chirurga. Będę
kandydował, a w tym czasie wszystko sobie przypomnę.
- Nie potrzebujesz, widziałam cię przy pracy. Paul zawahał się.
- Jest jeszcze coś. Wtedy będę spędzał w szpitalu całe dnie, weekendy
czasami też...
Sarah i na to miała gotową odpowiedz.
- Nie martw się. Rozmawiałam już z Martinem o naszych planach.
Wezmę pół etatu w jego klinice i będę zajęta tylko wtedy, kiedy Daniel
będzie w szkole. Uprzedziłam Martina, że ferie i inne przerwy muszę mieć
RS
103
wolne. Zgodził się. Nawet gdybyśmy mieli jeszcze jedno dziecko, poradzę
sobie.
- Nie nawet", tylko kiedy" - poprawił ją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]