[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umową - przypomniał jej ostro. - Ale rozumiem, dlaczego odmówiłaś ich przyjęcia.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Rozumiesz?
- Ostatniej nocy, kiedy byliśmy razem, zachowałem się wobec ciebie niewybaczal-
nie - przyznał, choć przyszło mu to z olbrzymim trudem.
Ta deklaracja złagodziła gniew Tawny.
- Ja jeszcze pogorszyłam sytuację - rzekła. - Nie powinnam była udawać, że chcę
sprzedać prasie historyjkę o tobie. Tamtą kartkę podrzucono mi jeszcze przed naszym
odlotem do Szkocji. To sprawka Julie. Ona zadzwoniła nawet do mojej babki, usiłując
się dowiedzieć, dokąd oboje pojechaliśmy. Wsadziłam ten świstek do kieszeni i zapo-
mniałam o nim. Nigdy nie zamierzałam telefonować pod tamten numer.
- Zostawmy to. Mamy teraz ważniejsze zmartwienia.
- Skąd się dowiedziałeś, gdzie pracuję?
- Od twojej siostry Bee - odrzekł i opowiedział o telefonie od niej.
Tawny skrzywiła się. Kochała Bee, lecz jej interwencja wprawiła ją w zakłopota-
nie.
- Bee zawsze stara się godzić zwaśnionych, ale wolałabym, żeby pozostawiła mnie
rozwiÄ…zanie tej sprawy.
- Chciała dobrze. Powinnaś cię cieszyć, że masz siostrę, która tak się o ciebie
troszczy.
- Zara jest mniej natrętna, ale równie apodyktyczna - oświadczyła Tawny, a potem
przypomniała sobie, że Navarre nie ma żadnej rodziny, i przepełniły ją żal i współczucie
dla niego. - Dokąd jedziemy? - spytała.
- Twoja siostra i szwagier udostępnili nam uprzejmie swój dom w Londynie, że-
byśmy mogli spokojnie porozmawiać. Mam już dość hoteli. Pora, żebym nabył w tym
mieście nieruchomość.
L R
T
Tawny ucieszyło, że Bee zaoferowała im swój luksusowy dom w Chelsea i że nie
musi zapraszać Navarre'a do swojej ponurej kawalerki.
Miła gospodyni wprowadziła ich do wytwornego salonu w miejskiej rezydencji
Bee i Sergiosa. Tawny z rozkoszą zrzuciła pantofle i wyciągnęła się na sofie. Nagle prze-
stała się przejmować tym, że jest w zwykłym codziennym ubraniu i prawie nie ma ma-
kijażu. Navarre nie interesuje się nią już w erotycznym sensie. Przed trzema miesiącami
bez wahania od niej odszedł. A ponieważ tak bardzo się od siebie różnią, więc prawdo-
podobnie postąpił słusznie.
Navarre podziwiał bezpośredniość i bezpretensjonalność zachowania Tawny.
Zwykle miał do czynienia z kobietami, które usiłowały za wszelką cenę wywrzeć na nim
wrażenie. Kiedy przyglądał jej się leżącej na sofie, uderzyła go nagle myśl, że ona nosi w
sobie jego dziecko.
Tymczasem Tawny zastanawiała się nad kłopotliwym położeniem, w jakim się
znalezli. Ich erotyczna przygoda się zakończyła, lecz jej ciąża skomplikowała sytuację.
Uznała, że powinna być wobec Navarre'a całkiem szczera, gdyż tylko w ten sposób mogą
osiągnąć porozumienie satysfakcjonujące ich oboje.
- Chcę urodzić to dziecko - oświadczyła otwarcie. - Moja matka uważa mnie za
idiotkę, ponieważ niegdyś podjęła podobną decyzję i sądzi, że to zrujnowało jej życie.
Słyszałam to od niej stale, już od dzieciństwa. Ja jednak mam odmienny pogląd. Może
nie planowałam tego dziecka, ale już je kocham i poradzę sobie z wychowaniem go sa-
motnie.
- Podoba mi się twoje pozytywne podejście - powiedział Navarre.
- Naprawdę? - spytała mile zaskoczona i niepewny uśmiech złagodził napięcie w
jej twarzy.
- Tak. Ale oboje pamiętamy, że żadne z nas nie miało ojca i cierpieliśmy z tego
powodu. Dziecko nie powinno mieć tylko jednego rodzica.
- Owszem - zgodziła się.
- Dlatego nie zamierzam stać z boku i przyglądać się, jak zmagasz się z ciężarem
samotnego macierzyństwa.
L R
T
Tawny zaskoczyła i ujęła gotowość Navarre'a do przyjęcia odpowiedzialności za
los ich dziecka.
- Nie lekceważę wysiłków mojej matki, by należycie mnie wychować - rzekła. -
Wiem, że starała się, jak mogła, ale była przepełniona goryczą, a poza tym przy-
puszczam, że nie spełniałam jej oczekiwań. Nie chciałabym pójść w jej ślady i wieść
równie gorzkiego życia.
- Właśnie dlatego do ciebie przyjechałem. Chcę cię prosić, żebyś została moją żo-
ną. Nasze małżeństwo pozwoli mi wypełnić moje obowiązki ojca dziecka - powiedział
Navarre spokojnym, stanowczym tonem. - Razem będziemy mogli dać mu o wiele wię-
cej, niż żyjąc oddzielnie.
Tawny osłupiała, usłyszawszy tę propozycję, której kompletnie się nie spodziewa-
ła. Spojrzała w poważną, opanowaną twarz Navarre'a.
- Ale tak niewiele wiemy o sobie nawzajem...
- Czy to ważne? Nie sądzę, by to uczyniło nasz związek bardziej udanym - rzekł z
przekonaniem. - O wiele istotniejsze, że łączy nas silny zmysłowy pociąg i pragnienie jak
najlepszego wychowania naszego dziecka.
Tawny urzekła jego pewność. Czuła wyrzuty sumienia, że nie doceniła głębi po-
czucia odpowiedzialności Navarre'a. Uświadomiła sobie poniewczasie, że podświadomie
spodziewała się, że on zachowa się wobec niej tak, jak kiedyś jej nieodpowiedzialny oj-
ciec wobec jej matki: pogardliwie i opryskliwie. Navarre jednak nie odrzucił brzemienia
ojcostwa, lecz przeciwnie, chętnie je przyjął. Do oczu napłynęły jej łzy ulgi. Zamrugała
gwałtownie i odwróciła twarz w nadziei, że ich nie zauważył.
Lecz Navarre był zbyt bystrym obserwatorem, by dać się zwieść.
- Co siÄ™ staÅ‚o, chérie? Czym ciÄ™ uraziÅ‚em?
Uśmiechnęła się przez łzy.
- Wszystko w porządku, to nie twoja wina. Chodzi o to, że kiedy moja matka
oznajmiła ojcu o ciąży, potraktował ją okropnie. Chyba podświadomie zakładałam, że ty
postąpisz podobnie. Jak więc widzisz, oboje zawiniliśmy, czyniąc błędne przypuszcze-
nia.
L R
T
Uświadomiła sobie z uczuciem ciepła w sercu, że Navarre starał się pozbyć cy-
nicznych podejrzeń wobec niej. Kiedy nie podjęła z banku jego pieniędzy ani nie prze-
kazała prasie informacji o nim, obdarzył ją zaufaniem i teraz odnosi się do niej z szacun-
kiem. Krótko mówiąc, odrzucił wszystkie bzdury, które zaśmiecały ich stosunki, i zaofe-
rował jej małżeństwo jako gwarancję swego zaangażowania w ich wspólną przyszłość. A
ona pojęła nagle, że przyjmie jego oświadczyny. Byłoby grzechem z jej strony, gdyby
przynajmniej nie spróbowała się przekonać, czy potrafią stworzyć harmonijny związek
dla dobra dziecka.
Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu zakochała się w tym mężczyznie. Kiedy
przebywali razem, zawsze o nią dbał, nie uwierzył w tamten oszczerczy artykuł w gaze-
cie na jej temat i wypełnił wszystkie warunki ich umowy. Okazywał też uroczo absur-
dalną zazdrość i zaborczość, ilekroć inny mężczyzna choćby tylko spojrzał na nią. A
także dał jej w łóżku cudowną, niewyobrażalną rozkosz!
- Czy lubisz dzieci? - spytała nagle.
Navarre roześmiał się.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale myślę, że tak.
Kiedy się śmiał, wyglądał tak ujmująco, że nie potrafiła mu się oprzeć. Serce zabi-
Å‚o jej mocno.
- Tak, poślubię cię - odpowiedziała mu po francusku.
- Jesteś artystką, więc przypuszczam, że spodoba ci się życie w Paryżu.
Wszystko potoczyło się dzięki niemu tak prosto i łatwo. Od razu zaproponował,
żeby nazajutrz spotkali się przy kolacji z matką Tawny i jej partnerem życiowym. Z po-
czątku między matką i córką panowała nieco sztywna atmosfera, ale pod koniec wie-
czoru Susan Baxter odciągnęła Tawny na bok, by pomówić z nią na osobności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]