[ Pobierz całość w formacie PDF ]
półdzikie zwierzątko, które wymagało ostro\nego oswajania? Byłoby upokarzające, gdyby tylko dlatego tak
czule ją całował i tak delikatnie obejmował. A mo\e ona potrzebowała właśnie takiego traktowania?
Obcowania z mę\czyzną, który był tak subtelny i wra\liwy?
- ...i do\ył prawie szesnastu lat - mówiła Dolores.
- Kazałam Matteo zakopać go na podwórzu pod tą kępą mirtu, przy której tak lubił się wylegiwać całymi
dniami.
- Ach, ty moja sentymentalna matulu.- Inez uśmiechnęła się do matki. - Nie wiedziałam, \e...
- Jimmy Lee mówi, \e szykują ju\ z Mercedes blizniaczki do drogi, bo na nich czas - oznajmił Luis,
wchodząc do kuchni. - Jimmy uwa\a, \e Mercedes powinna się wcześniej poło\yć. A my z Sandy i Matteo
wybieramy się do Bucka. Dzisiaj występuje u niego nowy zespół muzyczny, chcemy go posłuchać. -
Spojrzał na brata. - Nie poszlibyście z nami?
- To u Bucka występują teraz zespoły muzyczne? - spytał Rafe. Za jego czasów Buck miał knajpkę z
barem, kilkoma stolikami, automatami do gry i grającą szafą. To nie było miejsce, do którego zapraszało się
dziewczyny.
- Mo\na te\ potańczyć - zachęcał Luis.
- A kto tam przychodzi? - dopytywał się Rafe.
- Ludzie są w porządku. Nie zabrałbym Sandy do jakiejś spelunki. No to idziecie czy nie?
- Sam nie wiem. - Rafe spojrzał na Claire. - Co ty na to? Masz ochotę trochę się zabawić? - Bardzo
pragnął, \eby się zgodziła. Chciał trzymać ją w ramionach tańczącą przy dzwiękach kowbojskich ballad i
miłosnych piosenek country. Chciał poczuć, jak ich ciała poruszają się w zgodnym rytmie. - Je\eli ci się nie
będzie podobało, zawsze mo\emy wyjść.
- Chętnie pójdę. Mo\e być miło.
W powszedni dzień u Bucka nie było tłoku. Czteroosobowy zespół grał wcale niezle i nie za głośno, co się
42
nieczęsto zdarzało w tego typu prowincjonalnych knajpkach. Rafe nie czekając nawet, a\ podadzą im drinki,
poprowadził Claire na parkiet.
- Chodz, nauczę cię tańczyć slow-foxa w tutejszym stylu.
Poszła bez najmniejszych oporów i wpatrywała się w niego ufnym wzrokiem, kiedy ustawił ją przed sobą.
- Muzykę country tańczy się trochę inaczej. Ja kładę swoją rękę tutaj - poło\ył prawą dłoń na jej ramieniu
w pobli\u karku - a ty swoją...
- Tutaj - umieściła dłoń na jego boku tu\ nad paskiem d\insów. - Widziałam Miejskiego kowboja . -
Uśmiechnęła się wesoło.
Zaśmiał się.
- Podstawowy krok jest bardzo prosty. O, tak, dosuwasz jedną stopę do drugiej, raz i dwa, i trzy, i cztery.
Gotowa? Raz i dwa, i trzy, i cztery. Dobrze
- pochwalił, prowadząc ją ju\ w rytm melodii. - Troszkę uginaj kolana. Zwietnie. I rozluznij ramiona.
- Uścisnął lekko kilka razy mięśnie jej ramienia i karku, a\ wyczul, \e się odprę\ają. - O to chodzi. No
widzisz - powiedział z uśmiechem, gdy okrą\yli mały parkiet - umiesz ju\ tańczyć muzykę country. Jak
dotąd wszystko w porządku?
Jak dotąd, pomyślała, jest cudownie.
- Wydaje mi się, \e w Miejskim kowboju ten taniec trwał trochę dłu\ej i krok był bardziej
skomplikowany.
- Czy to znaczy, \e masz ochotę na jeszcze? Je\eli będzie ją trzymał trochę bli\ej, to...
- Tak - szepnęła. Zdecydowanie miała ochotę na jeszcze kilka okrą\eń.
Mocniej przycisnął dłoń do jej karku, tym samym bardziej przyciągając ją do siebie. Przysunęła się nawet
bli\ej, ni\ to było konieczne. Wprawdzie nie dotykali się ciałami, lecz oboje czuli nawzajem bijące od nich
ciepło. Rafe prowadził ostro\nie, utrzymując wyznaczony przez nią dystans.
- Teraz musisz obrócić się wkoło - ostrzegł ją cicho i mocnym ruchem dłoni zachęcił do tanecznej
ewolucji.
Zawirowała z wolna pod jego uniesionym ramieniem i znowu była przy nim. Teraz dzieliły ich milimetry.
Ponownie nią zakręcił, tym razem szybciej, i gdy do niego wróciła, ich ciała ju\ przywarły do siebie.
Tańczyli z zamkniętymi oczami, oboje świadomi nagle tego, co mo\e i powinno się stać. Rafe objął szyję
Claire i odchylił jej głowę tak, \e piękne, wiśniowe usta znalazły się tu\ koło jego warg, jakby gotowe do
pocałunku. Ona zacisnęła palce na jego koszuli i trzymała ją kurczowo. Spletli mocno dłonie. Wyczuwała
ruch mięśni jego ciała, jego oddech tu\ przy swoich wargach, uderzenia serca przy swych piersiach. A tak\e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]