[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kocha... jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochał. Chce, żeby została jego żoną!
Ale ona czekała tam na niego, czekała na to, że wezmie ją w ramiona. Wyobraził ją sobie z
rozpuszczonymi włosami, w przejrzystej koszuli nocnej, i wiedział, że kiedy jej dotknie, będzie
zgubiony. Gdyby okazała mu przychylność, nie byłby w stanie się oprzeć. Nie, nie może i nie
chce wykorzystać jej tak niegodnie!
Przeklinając się za stworzenie sytuacji, która nigdy nie powinna zaistnieć, udał się do holu i
zamiast pobiec po schodach za Emmą, wyszedł przez główne drzwi i ruszył w dół po stromym
trawniku, ciągnącym się do skraju skał.
Musi ochłonąć, zanim się z nią rozmówi, zdusić pożądanie, które zapłonęło w nim żywym
ogniem. Do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak gwałtowne są jego uczucia, i chociaż chciał
ją prosić o rękę, nie uświadamiał sobie do końca, jak bardzo jej pragnie i jak mocno ją kocha.
To wszystko wina jego pokrętnej natury, skazy w charakterze, która kazała mu sprawdzać
innych, co najczęściej kończyło się rozczarowaniem. Tym razem to się na nim zemściło, bo
Emma okazała się kimś nadspodziewanie wyjątkowym, kimś, na kogo nie zasługiwał. Jej rezer-
wa kryła to, co najcenniejsze, i dopiero teraz przekonał się, jaką potrafi być kobietą.
Jednakże miał poważne wątpliwości, czy doceni żart, na jaki sobie pozwolił. Prawdę mówiąc,
może się obrazić, i całkiem słusznie. Nie powinien był uciekać się do tak niegodziwego
podstępu. Może pomyśleć, że chciał ją upokorzyć i zadrwić sobie z jej poświęcenia. Wiedział, że
potrafi unieść się gniewem i honorem. Wszystko przez tę skłonność do igrania z ogniem, która
tak często wiodła go na skraj przepaści. Gdyby nie jego diabelska przekora i głupi upór, ta
sytuacja nigdy by nie powstała. Ojciec Emmy nadal by żył, a ona mieszkałaby we własnym
domu -a jednak byłaby to niepowetowana strata! Czekałoby ją samotne staropanieństwo, a świat
stałby się o wiele uboższy. Z jego pomocą zalśni w salonach śmietanki towarzyskiej, gdzie jest
jej miejsce. Pocieszył się myślą, że przynajmniej tyle może dla niej zrobić.
Natychmiast poczuł obrzydzenie do siebie za próbę usprawiedliwiania rzeczy niewybaczalnej.
Emma została zmuszona do przeciwstawienia się wszystkim zasadom, jakie jej wpajano. Co było
dla niego zabawą, dla niej musiało być męką, a mimo wszystko miała dość odwagi, by przez to
przejść.
Dlaczego? Dlaczego była zdecydowana posunąć się tak daleko? Znał ją zbyt dobrze, by nie
przypuszczać, że robi to ze względów finansowych. Jedyne wyjaśnienie, jakie mu przychodziło
do głowy, to że jest gotowa porzucić swój świat dla miłości. Nigdy nie spotkał się z takim
uczuciem, sądził, iż występuje tylko w powieściach. Nie mógł uwierzyć, że los tak go wyróżnił.
Większość kobiet, jakie znał, brała więcej, niż dawała. Tymczasem w oczach Emmy widział
miłość i oddanie; zdawał sobie sprawę, że jest jej drogi. W głębi serca wiedział, że nie przyjęła
jego lekkomyślnej propozycji - której nigdy nie zamierzał uczynić w tej formie - dlatego, że jest
bogaty.
Głupiec! Skończony głupiec! Był przeklętym draniem, jak kiedyś nazwał go ojciec podczas
jednej z ich licznych kłótni. Emma zostanie bardzo zraniona, kiedy się dowie, że prowokował ją
dla własnej, egoistycznej zabawy. Może odwrócić się od niego z odrazą i nigdy nie uwierzyć, że
naprawdę ją kocha. I trudno się dziwić!
Urządził sobie rozrywkę i został złapany we własne sidła. Patrząc na skłębione morze, na fale
gniewnie rozbijąjące się o skały w dole, poczuł głęboką rozpacz. Znalazł coś bardzo cennego i
może to natychmiast stracić przez własną bezmyślność. Co z niego za kretyn!
- Lytham!
Odwrócił się na dzwięk męskiego głosu i stanął twarzą w twarz ze swoim wrogiem. Do
niedawna sądził, że ten człowiek leży pogrzebany w obcej ziemi, dopiero wynajęty prywatny
detektyw ostrzegł, że Luther Pennington najprawdopodobniej żyje i przebywa w Anglii.
- Powiedziano mi, że zginąłeś w bójce.
- Może tak byłoby lepiej - odparł Pennington. Był ponad wiek postarzały, długie zmierzwione
włosy poprzetykała siwizna, a twarz poorały zmarszczki. - Ty i twoi przyjaciele zrobiliście
wszystko, żeby zrujnować mi życie.
- Ja nie brałem w tym udziału. - Lytham spojrzał w przepełnione nienawiścią oczy. - Owszem,
przyczyniłem się do postawienia cię przed sądem wojennym, Pennington, ale zasłużyłeś na to
swoim postępkiem.
- To był tylko moment słabości pod wpływem alkoholu. Ta kobieta kokietowała mnie od dawna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]